Anna Wesołowska
Wyróżnienie
Szkoła: Gimnazjum im. płk Wojciecha Kołaczkowskiego w Pliszczynie
Klasa: III
Opiekun:
Tytuł pracy: „Wspomnienia Pani Heleny Jabłońskiej”
Dowiedziałam się, że na terenie naszej gminy Wólka, we wsi Świdnik Mały, mieszka Pani Helena Jabłońska, która znała dowódcę oddziału WiN Zdzisława Brońskiego ps.”Uskok” i postanowiłam przeprowadzić z nią wywiad. Oto relacja z tej rozmowy.
Autorka
Wspomnienia Pani Heleny Jabłońskiej
Autorka-Jak się Pani nazywa, kiedy i gdzie się Pani urodziła ?
Pani Helena – Nazywam się Helena Jabłońska z domu Dybkowska. Urodziłam się w Nowogrodzie koło Kijan 25 września 1929 roku .
U-Czy mogłaby Pani opowiedzieć o swoich przeżyciach z II wojny światowej?
P .H.- Nie mam ich za wiele, bo jeszcze byłam dzieckiem, 10 lat miałam dopiero. Wychowywałam się w patriotycznej rodzinie. W szkole uczyłam się dobrze. Kiedy chodziłam do szkoły powszechnej, Niemcy likwidowali polskie książki. Nauczyciel poprosił mnie, żebym zebrała od uczniów wszystkie książki i powiedziała, że one do likwidacji idą. A te książki zostały u nas schowane. Przyjechali Niemcy i pytali się o książki, dowiedzieli się, że są one już zlikwidowane, spalone. Gdy Niemcy już odjechali, po jakiś dwóch miesiącach zaczęliśmy się z nich ponownie uczyć i wykorzystywaliśmy je przez całą okupację. Tym nauczycielem, który ocalił nam książki, był Niemiec, który już od kilku lat mieszkał w Polsce, uczciwy człowiek. Ożenił się z Polką i uczył polskie dzieci. W czasie okupacji zmarł. Kończyła się już wtedy okupacja i szły nowe czasy .
A- A jak Pani pamięta czasy zaraz po wyzwoleniu ?
P.H- Po wyzwoleniu zaczyna się już inna działalność. Miało być lepiej, ale tak się nie stało. Polityka podzieliła społeczeństwo i każdy trzymał swoja stronę . Wtedy powstaje podziemie, tajne organizacje walczące z nową władzą.
A-Na czym polegała Pani działalność w oddziale „Uskoka”? Proszę opowiedzieć o działalności oddziału i o Pani dowódcy.
P.H- Jeżeli chodzi o Uskoka, to mogę powiedzieć, że był to człowiek wojskowy, przed wojną skończył szkołę oficerską, poszedł na wojną w 1939 roku. Potem dostał się do niewoli niemieckiej, z której uciekł. Działał w konspiracji.Kiedy w 1942 roku powstała Armia Krajowa, wstąpił do niej. W działalność oddziału „Uskoka” zaangażowany był mój wujek Mieczysław Lisowski. Robili ćwiczenia, zaangażowali się w akcję „Burza”. Kiedy partyzanci uciekali w kierunku Nowogrodu, gonili ich Niemcy i zobaczyli jednego chłopaka, który wyszedł przed swój dom, zastrzelili go pod płotem. To był dla mnie szok! Oddział „Uskoka” walczył w czasie wojny przeciw Niemcom, a po wojnie – z UB, z wojskiem, z milicją. Na temat „Uskoka” to mogę jeszcze powiedzieć, że miał on dar przewodzenia. Po wyzwoleniu mieli go nawet wcielić do wojska, ale nie chciał, trzymał się swoich zasad. Miał sporo ludzi. Działał na terenie Lubartowa – na północy oraz na naszych terenach: Pliszczyn , Łuszczów, Kijany, Długie, Turka. Odział był duży do 1947 roku. Miedzy 1946 a 1947 rokiem „Uskok” został ranny w nogę, którą leczył na naszym terenie, a jego oddział działał nadal. W 1947 roku już na wiosnę niektórzy ludzie się ujawnili, a niektórzy nie. Po tym zostało około 20 ludzi, których „Uskok” podzielił na trzy grupy. Podkomendny „Strzała’’ był dowódcą pierwszej grupy – działał on na terenie Pliszczyna, miał tam swój bunkier. Ukrywał się u rodziny Wolińskich, zginął w 1949 roku, a Wolińscy trafili do więzienia. Dowódcą drugiej grupy był „Lalek ‘’. Działał on na terenach za Piaskami, zginął wiele lat później jako ostatni partyzant . Dowódcą trzeciej grupy był „Wiktor’’, działał on na terenie Łęcznej. Z udziałem oddziału „Wiktora” w Puchaczowie doszło do masakry przypisanej „Uskokowi”, nie wiem, czy on wtedy nie był ranny. Oddział zwalczał partyjnych z PPR i sprzyjających nowej władzy. Partyzanci „Uskoka” pamiętali, że żołnierzy AK ze Skrobowa wywieźli na Sybir, że komuniści ich prześladowali, że szpiegowali ludzi. Walka była bratobójcza. Jak partyzanci dowiedzieli się, że ktoś doniósł – zabili go. Po Puchaczowie dowództwo zabroniło takich akcji. „Uskok” podlegał „Zaporze”.
Zdarzało się że tuż po okupacji, ludzie, którzy nie należeli do żadnych partii i grup, dostawali broń i zaczęli podszywać się pod partyzantów i dopuszczali się kradzieży. A byli to też ludzie „Uskoka” i gdy „Uskok” się o tym dowiedział, od razu przysłał innych ludzi, aby to wybadali. Oni wzięli ich na pola nad Wieprzem i kazali mówić, co kto robił. Tamci zganiali jeden na drugiego, no to nawzajem siebie musieli karać. Wzięli gałęzie leszczyny, moczyli w wodzie i sami siebie nawzajem okładali. Później zabrano im broń . Uskok ścigał za grabież. Byli też za to rozstrzelani ludzie z dwóch rodzin.
A- Jak zginął Pani dowódca ? Proszę o tym opowiedzieć.
P.H- „Uskok” ukrywał się w Nowogrodzie, w gospodarstwie mojej babci. Gospodarstwo znajdowało się z dala od wsi. W Nowogrodzie mieszkałam razem ze swoim rodzeństwem, trochę szyłam i pomagałam w gospodarstwie. Młodzież z Nowogrodu włączyła się do działalności konspiracyjnej. Mnie też uczyli strzelać i opatrywać rany. Przychodziłam pomagać babci, gdzie ukrywał się „Uskok” i go tam poznałam. W 1947 r., przez dwa miesiące, przebywał też u nas „Zapora”, który miał wyjechać za granicę, ale stało się inaczej.
W gospodarstwie tym była stodoła i „Uskok” postanowił pod nią założyć bunkier. Był on budowany przez dwa miesiące w lecie 1947 r. „Uskok” w nim mieszkał do 21 maja 1949 roku. Wcześniej UB złapało jednego z partyzantów– Zygmunta Liberę pseudonim „Babinicz ‘’, który wiedział, gdzie ukrywa się „Uskok” i zdradził to miejsce. 20 maja 1949 roku do gospodarstwa przyjechało mnóstwo wojska i UB, które otoczyło całe gospodarstwo, aby nikt z niego nie uciekł. Podobno przybyło 19 samochodów, 300 ludzi. Nikt z nas nie chciał się przyznać, że pod stodołą ktoś się ukrywa. Mnie też pytał ubek, a kiedy odpowiedziałam, że nie wiem, bił po twarzy i krzyczał „Zgnijesz w więzieniu!”, Niestety, „Babinicz’’ wskazał miejsce, w którym znajdował się bunkier. „Uskok ‘’ zorientował się , że w gospodarstwie jest wojsko i UB i nie ma już szansy na przeżycie. Wojsko szturmowało kryjówkę, „Uskok” nie poddał się. 21 maja nastąpił wybuch w bunkrze. Wojsko bało się jednak podejść do bunkra. Kilkakrotnie wołano „Uskoka’’, ale nikt się nie odzywał. Postanowili podkopać się do bunkra i wysadzili jedną ścianę . Okazało się , że na pryczy leżał nieżywy „Uskok’’ z oderwaną ręką i głową. Wojsko zabrało wszystkie rzeczy, które znajdowały się w bunkrze i odjechało. Załadowali na samochody dużo broni, ukrytej w gospodarstwie. Nie wiadomo, gdzie został pochowany „Uskok”, ale w tajemnicy ludzie zebrali część jego szczątków na cmentarz w Kijanach.
A- A co się stało z Panią po śmierci „Uskoka’’?
P.H- To wszystko działo się już 21 maja, a była to sobota. Od razu mnie nie zabrali . Wszyscy na wsi wiedzieli, że coś się u nas działo. Ja nawet nie poszłam w niedzielę do kościoła, bo się bałam, co ludzie powiedzą. Niedaleko nas mieszkała ciotka i ja w poniedziałek do niej poszłam, żeby się dowiedzieć, co ludzie mówią. Nagle przybiega ten, co wszystko szpiegował i mówi , że u nas znowu jest mnóstwo wojska. Ja pomyślałam , że już nie wrócę do domu, ale chciałam zobaczyć, co się tam dzieje. Poszłam do sąsiadki, weszłam na stertę słomy i pilnowałam . Przyjechało trzy samochody wojska. Na podwórku rosła rozłożysta lipa, która rośnie do tej pory, paru żołnierzy weszło na tą lipę i ukryło się w gałęziach . Upozorowali taki kocioł, nawet domownicy o tym nie wiedzieli. Od poniedziałku do piątku nie wiedzieli , że wojsko jest na lipie. A ja pomyślałam, że do domu już nie idę. Poszłam na Świdnik do rodziny i nie wiedziałam, co się dalej działo w domu. Później powiedzieli mi, że nikt się z domowników nie zorientował , że na tej lipie ktoś siedzi. Jak zawsze na podwórku wszyscy się zbierali, rozmawiali. Jednego psa, który był cięty na wojsko i od razu na nich szczekał, zabili na początku. Drugi pies jamnik, siedział cichutko, ale wreszcie coś poczuł i zaczął szczekać na lipę. I wydał ich ! Z lipy poskakali. I wtedy już wszystkich zaaresztowali i zabrali do UB. A na drugi dzień rano przyszli po mnie do ciotki. I zabrali mnie do UB na ul. Krótką. Było to 28 maja. Jak widzę tę bramę, to mi się robi niedobrze.
A-Jak wyglądało Pani życie w areszcie UB?
P.H – Więzienie to było w piwnicach, w celach stały tylko prycze z desek. Była tam okropna wilgoć, z rur kanalizacyjnych ściekała woda i było mnóstwo szczurów. Trzymali mnie tam dwa tygodnie. Zabierali mnie ciągle na przesłuchania. Nie wiedziałam, czy przeżyję. Zabierali mnie na ul. Szopena na komendę UB. Pewnego razu po przesłuchaniu kazali mi stać na korytarzu twarzą do ściany . Wtedy zobaczyłam w jednym z pokojów, że za biurkiem siedzi mój kolega, który nawet chciał się ze mną żenić . Nie wiedzieliśmy, że on pracuje w UB. Często do nas przyjeżdżał. Babcia dawała mu różne rzeczy, bo był biedny. A potem okazało się, że on był szpiegiem i donosił na nas. Jednak gdy zobaczył mnie w takim stanie, miał jeszcze serce i zaczęli mnie traktować lepiej .
A -Czy już Panią wtedy wypuścili ?
P.H- Nie, ale opowiem wam co się zdarzyło w tym czasie. To był czerwiec. 16 czerwca 1949 roku, było Boże Ciało – tradycyjnie z Katedry szła procesja . W procesji szło dużo studentów KUL-u . Biskup niósł Najświętszy Sakrament, dzieci sypały kwiatki. Aż tu nagle na środek ulicy naprzeciw tej procesji wjechał samochód, który nie zważał na idących i jechał prosto na biskupa. Wtedy studenci ratując Najświętszy Sakrament i biskupa przewrócili samochód, którym jechał ubek. Od razu studentów zaaresztowali i przywieźli do więzienia, gdzie ja też byłam. Do mojej celi dali pięć młodych dziewczyn, które mi wszystko opowiedziały. Ubecy zabrali mnie na przesłuchanie i zaczęli przepytywać, co te dziewczyny mówiły. Ale ja nie przyznałam się, że cokolwiek wiem. Powiedziałam , że tylko siedzą i płaczą; nie wiedzą, za co je wsadzili. Nauczona w konspiracji wiedziałam, jak działają ubecy. Tylko przyszłam do celi, uprzedziłam jedną z nich, że zapewne mnie zabiorą, a podeślą im kogoś, kto będzie kablował na nie i żeby nic im nie mówiły. I tak się stało. Za pół godziny przyszli po mnie i wywieźli mnie na Zamek .
A-Jak długo Pani była na Zamku?
P.H- Od 19 czerwca 1949 roku. Byłam sądzona, w listopadzie dostałam wyrok. Odwoływałam się do Bieruta, odmówił. Do grudnia 1950 roku byłam na Zamku, a potem wywieźli nas do Fordonu. Nie wiedziałyśmy, gdzie jedziemy. Wieźli nas w klitce, gdzie mogłyśmy albo stać, albo kucać. I tak przez całą noc. Myślałyśmy, że wywożą nas do Rosji. Byłyśmy bardzo zmęczone, głodne, spragnione. Gdy nas przywieźli nad ranem, byłyśmy wyczerpane. W więzieniu dali nam na szczęście pić i jeść i mogłyśmy położyć się na sienniki. Rano się budzimy, któraś spojrzała przez okno i ucieszyłyśmy, że jesteśmy w Polsce, bo zobaczyła Wisłę.
A- Ile Pani siedziała w tym więzieniu?
P.H – W Lublinie prawie półtora roku, a tam chyba trzy. W sumie prawie pięć lat. Prawie rok odpracowałam, bo umiałam szyć, dali mi maszynę elektryczną i szyłam na niej. To był okres, gdzie wyrabiało się normę. Powiedzieli nam, że kto wyrobi 130 % normy, to skrócą mu wyrok o miesiąc. W taki sposób ja jedenaście miesięcy odpracowałam. Dwa miesiące przed wyjściem wysłali nas do PGR-u, gdzie zbieraliśmy kartofle i nas dobrze karmili. Więc wyglądałam jako tako. Po powrocie do domu wszyscy się dziwili, że tak dobrze wyglądam po więzieniu. Nakazali mi po wyjściu z więzienia meldować się co miesiąc na posterunku milicji w Wólce. Ale milicjant, który mnie znał, powiedział, żebym szukała sobie chłopaka, a nie zawracała sobie tym głowy . Wyszłam za mąż, urodziłam dzieci .
A – Jak ludzie odnosili się do Pani po powrocie ?
P.H – Ci, co mnie znali, to szanowali, bo nigdy nikogo nie wydałam. Nikt z mojej przyczyny nie cierpiał . Starałam się mówić tylko o tym, co ja robiłam, a nie ktoś. Zresztą większość ludzi w Świdniku, gdzie zamieszkałam, nie wiedziała, kim jestem, nie wolno było wspominać o działalności w podziemiu. Dopiero teraz można o tym otwarcie mówić .
A-Kiedy została doceniona Pani działalność?
P.H – Zostałam doceniona dopiero, kiedy prezydentem został Lech Wałęsa. Teraz mam dużo odznaczeń i awansów, stopień porucznika. To dla mnie satysfakcja za dotrzymanie tajemnicy. Mam od prezydenta Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski . Wcześniej dostałam Krzyż Armii Krajowej. Ja w nich nie chodzę i się nie chwalę,leżą w szufladzie. Odwiedzali mnie dziennikarze, opowiedziałam im o partyzantach i o „Uskoku”.
A. Czy ma Pani zdjęcia partyzantów ?
Nie, bo zabrałam różne pamiątki, kiedy uciekałam do Świdnika i schowałam je u ciotki. Ona znalazła je po moim aresztowaniu i spaliła, żeby nie wpadły w ręce UB.