XI Ogólnopolski Konkurs
„Żołnierze Wyklęci – Bohaterowie Niezłomni” – 2022 r.

Cezary Kromer

wyróżnienie

XI edycja – 2022 r. prace literackie szkoły podstawowe, klasy 7-8

Szkoła: Szkoła Podstawowa nr 1 im. Stanisława Staszica w Kielcach
Klasa: VIII
Opiekun: Katarzyna Szostak


Tytuł pracy: „Żołnierze Wyklęci – Bohaterowie Niezłomni”

CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM POLSKI PODZIEMNEJ
Wprowadzenie

Dzisiaj, 14 lutego, 2022 roku mija 80 lat od czasu powstania Armii Krajowej. Dzień ten został
ustanowiony przez Państwo Polskie -Narodowym Dniem Pamięci AK. Była ona podziemnym . Wojskiem Polskim podległym Konstytucyjnym władzom Rzeczypospolitej na uchodźctwie w
Londynie. Państwo Podziemne stanowiło niespotykane zjawisko lat II wojny światowej w
dziejach Europy i świata. Wojsko Armii Krajowej skupiało cały wysiłek krajowej konspiracji pod okupacją tak niemiecką jak i radziecką i było zbrojnym ramieniem Państwa Podziemnego. W
1944 roku liczyła ona 400tysięcy. 19 stycznia 1945 roku generał Leopold Okulicki wydał rozkaz rozwiązujący Armię Krajową. Zwolnił żołnierzy z przysięgi i podziękował.

Żołnierze Wyklęci zwani też Niezłomnymi lub Żołnierzami II konspiracji byli wierni Ojczyźnie do końca, samotni w swojej ostatniej walce. Oni nie złożyli broni, bronili ludności przed
kradzieżami, gwałtami ze strony UB, MO i NKWD. Byli bohaterami walczącymi wiedząc, że
wolnej Polski już nie było, ale pozostała nadzieja, która umarła wraz z nimi. 2 września 1945
roku powstał WIN – Wolność i Niepodległość, która liczyła około 300tys. członków i
podporządkowała się Rządowi Emigracyjnemu na Zachodzie. Oddziały leśne WIN rozbijały
więzienia, atakowały posterunki milicji i członków Ormo. Prowadziły walkę z KBW I WOP i
zabijały osoby współpracujące z władzą komunistyczną. Ostatni polski partyzant Józef Franczak ps. ,,Lalek” zginął 18 lat po wojnie -2 października 1963 roku i został on symbolem walki
żołnierzy antykomunistycznego podziemia po li wojnie światowej. Dzień 1 marca ustanowiono Narodowym Dniem Żołnierzy Wyklętych.

Losy moich pradziadków w czasie wojny i po jej zakończeniu

Moi pradziadkowie ze strony babci Basi, która jest mamą mojego taty, byli zaprzysiężeni w
Armii Krajowej w dwóch różnych regionach Polski. Pradziadek na Powiślu kieleckim, a prababcia na Podhalu i oboje walczyli o Wolną Polskę, tak jak wcześniej ich ojcowie w Legionach
Piłsudskiego Byli ludźmi młodymi, którzy nie chcieli żyć w okupowanej przez 2 wrogów
Ojczyźnie. Od małego dziecka mieli, wpajaną maksymę, ,,Bóg, Honor i Ojczyzna”, jednak po
wojnie musieli kryć się i uciekać ze swoich miejscowości, bo dla nowych socjalistycznych władz
byli leśnymi bandytami i zaplutymi karłami reakcji, których ścigało NKWD i MO. Tym sposobem spotkali się oni na tak zwanych ,,ziemiach zachodnich” Polski i tam założyli rodzinę.
Prababcia Zofia Pypeć z domu Szczepaniak kończy 96 lat. Już nie widzi i nie chodzi i wymaga od 5 lat całodobowej opieki babci Basi mającej 74 lata. Prababcia, jest góralką ze Szczawnicy i
właśnie miała rozpocząć 7 klasę, kiedy Niemcy wkroczyli do jej miejscowości. W wieku 13 lat,
była na liście do pracy w Ili Rzeszy, aby nie jechać, ukrywała się u wuja w lesie. Przez koleżankę dostała się do pracy jako kucharka w pensjonacie ,,Renata”, gdzie przebywały na szkoleniu tak zwane dzieci Hitlera -Hitlerjugend. Tu też któregoś zimowego dnia wstawiła się za 12 letnim
chłopcem bitym przez przełożonego i kolegów, byłaby zginęła od kuli pistoletu, jednak porucznik niemieckiego SS docenił jej odwagę. Chłopiec dzielił się z nią smakołykami, które otrzymywał w paczkach od rodziców z Niemiec. Pół roku później ostrzegł ją przed poszukującymi innymi Niemcami, jako że nie stawiła się na wywóz do pracy, a ktoś usłużny doniósł na nią i pewnie zginęłaby lub uznano, by ją za szpiega i byłaby rozstrzelana. Maty Niemiec wskazał jej okienko w piwnicy, którym wydostała się do ogrodu i stąd do lasu. Taki był początek jej konspiracji w oddziale AK Szczawnica I „Sieć” u Porucznika księcia Adama Czartoryskiego, pseudonim „Szpak”. Po zaprzysiężeniu się u studenta z Krakowa Tadeusza pseudonim „Piorun” dostała pistolet szóstke i po przeszkoleniu otrzymała pseudonim „Sarna”, bo była zwinna, szybka i sprytna. Najpierw przenosiła pościel i żywność z punktu kontaktowego z Sanatorium Nauczycielskiego na Obidzę. Potem mając kontakt z panem Zachwieją w Gminie przenosiła ważne wiadomości do oddziału. Następnie dostawała od niego fałszywe dowody osobiste – kenkarty niemieckie dla rannych partyzantów, aby można było ich przewieźć do szpitala w Krakowie. Uprawiała dywersję, bo była odważną dziewczyną, a nawet uszkodziła 6 podwozi samochodów terenowych niemieckich na parkingu. Przeprowadzała rannych partyzantów z lasu do polowego szpitala do centrum uzdrowiska, będącego tuż pod okiem Niemców. Robiła kolegom z oddziału z wełny owczej na drutach swetry, czapki, rękawice i skarpety. W końcu z rozkazu porucznika Czartoryskiego musiała donieść meldunek pod koniec grudnia 1944 roku dla Radzieckiego komendanta Petrowa ze wskazaniem jedynej drogi ucieczki obstawionej przez polskich partyzantów ze schroniska na Przechybie, bo byli już otoczeni przez Niemców. Zatrzymana przez patrol niemiecki uciekła sposobem i sprytem i w ostatniej chwili dotarła ostrzegając Rosjan. Jej rodzice w stodółce mieli przez krótki okres czasu szyfranta pseudonim „Wrzos” wraz z radiostacją, który musiał bez przerwy przemieszczać się i przez 2 miesiące przechowywali również żydówkę Barbuś z wnuczkiem. Po zakończonej wojnie miała jeszcze jedną misję do spełnienia, którą musiała wykonać z ramienia WiNu – obserwację majora Wolskiego w Chorzowie, u którego bardzo krótko była służącą .Dopiero jesienią 1945 roku, uciekła pod zmienionym nazwiskiem Zachwieja (kuzynki, która umarła jeszcze przed wojną) bez dokumentów do Kamiennej Góry, bojąc się represji ówczesnych władz. Tam poznała AK-owca Mariana Pypcia, którego została żoną po jego ujawnieniu się w 1947 roku. Prababcia nigdy się nie ujawniła, znając metody UB, które doświadczył jej mąż I koledzy i nie podjęła dalszej nauki ani pracy zarobkowej .Wychowywała troje dzieci będąc doskonałą matką .W połowie lat 60 XX­ wieku, zjawił się w mieszkaniu pradziadków jej kolega z partyzantki, który mówił, że był przesłuchiwany w Kielcach i wypytywany o Zofię Pypeć z domu Szczepaniak ale zeznał, że nie znał takiej.

Mój pradziadek Marian Pypeć urodził się w Pawłowicach nad Wisłą 27 października 1925 roku. Kiedy wojna rozpoczęła się on zaczął naukę w Szkole Metalowej u Kapucynów w Zawichoście, a tam już stacjonowali Niemcy. Po zdaniu tak zwanej „małej matury” pod okiem wroga uczęszczał też na tajne komplety do profesorów ze Lwowa i Wilna (którzy uczyli w tej szkole). Uciekł ze szkoły, bo Niemcy szykowali ich jako siłę fachową do fabryki w Ili Rzeszy. Pradziadek poszedł prosto do placówki Armii Krajowej w Pawłowicach, gdzie złożył przysięgę u Porucznika Władysława Czerwonki pseudonim „Jurek” i otrzymał pseudonim „Puch” jako że był lekki i zwinny, a nazwy musiały zaczynać się od pierwszych liter miejscowości. Leśną Szkołę Podchorążych ukończył w Małomierzycach 15 sierpnia 1944 roku pod okiem porucznika Zygmunta Kiepasa pseudonim „Krzyk” zastępcy komendanta Antoniego Hedy, pseudonim „Szary” i został mianowany do stopnia kapral -podchorąży. Brał udział w akcjach dywersyjnych w Tarłowie i Siennie, a także w „akcji Burza”. Miał odbitą nerkę kolbą niemieckiego karabinu, jednakże mimo starań nie otrzymał po wojnie rekompensaty. Był ścigany przez NKWD, milicję i władze komunistyczne jako leśny przestępca (tyle tylko znalazł w swojej teczce w IPN w 2009 roku). Uciekł na tak zwane „ziemie zachodnie”, gdzie pracował w Fabryce Lotniczej w Kamiennej Górze, a później w Szkole Metalowej w Cieplicach. 7 kwietnia 1947 roku otrzymał książeczkę wojskową, ale kazano mu się natychmiast ujawnić w miejscu, gdzie dokonał przestępstwa bo był żołnierzem AK. Pawłowice podlegały wówczas pod UB w Starachowicach. 9 kwietnia 1947 roku już go przesłuchiwał szef UB Izaak Abram, który zmienił później nazwisko na Adam Czyż. Gdyby nie porucznik Czerwonka, który ujawniał się tuż przed pradziadkiem a był dowódcą Abrama w wojsku przed wojną to obaj byliby pewnie rozstrzelani lub wywiezieni na białe niedźwiedzie jak groził szef UB. Wtedy dopiero mógł uwolnić moją prababcię od fałszywego nazwiska Zachwieja, kiedy wzięli ślub 6 grudnia 1947 roku gdy siostra dowiozła jej metrykę ;ze Szczawnicy. 3 grudnia 1948 roku urodziła się moja babcia Basia. Do 1950 roku był stale przesłuchiwany przez UB w Jeleniej Górze. Najpierw co 5 dni, później co 2 tygodnie, następnie raz w miesiącu i zapamiętał jedno nazwisko z przesłuchujących – żyda Sobstel. Gdyby nie dyrektor szkoły, w której był nauczycielem i wychowawcą młodzieży w Bursie szkolnej, to by tego nie przeżył. Dyrektor Miroński Powstaniec Warszawski, porucznik , pseudonim
„Ogończyk” powiedział, jak ma sobie napisać życiorys i nauczyć się go na pamięć bez ujawniania jakichkolwiek nazwisk I mocno zafałszowany, by nie być bitym i wywiezionym w nieznane. Jednak stracił włosy, które wypadały kępami, rozchorował się na zapalenie mięśnia sercowego i był w stanie wyczerpania nerwowego. W 1951 roku dyrektor pomógł mu wrócić w rodzinne strony. A miał już troje dzieci. Pracę dostał w Szkole lawodowej w Lipsku nad Wisłą. Podjął kursy dla nauczycieli i w 1954 roku został przeniesiony do Kielc . Jako najlepszy nauczyciel zawodu otrzymał pracę w DOSZ i w tym budynku przy ulicy Kościuszki 13, dostał pokoik, gdzie przez 4 lata mieszkał z rodziną. Przeszedł wiele kursów i szkoleń zaocznych. Nie zapisał się nigdy do PZPR, a mimo to został Naczelnikiem Szkolnictwa Zawodowego i Warsztatów Szkolnych w Kuratorium Oświaty i Wychowania. W opinii na 25-lecie jego pracy napisano, że był pracownikiem przodującym i oddanym bez reszty sprawom szkolnictwa. Otrzymał mieszkanie w bloku z przydziału Urzędu Miejskiego w 1958 roku, gdzie do dzisiaj żyje również moja prababcia Zosia. Społecznie pracował w ZNP, był przewodniczącym Sądu dla nauczycieli, pracował w Sądzie Rejonowym jako ławnik, w Si MP i NOT oraz w Klubie kolekcjonera. 34 lata przepracował w szkolnictwie zawodowym aż do emerytury to jest do 31 grudnia 1981 roku (po usunięciu odbitej nerki w czasie wojny i guzków ze strun głosowych). Za dobrą organizację pracy, wcielanie w życie postępu technologicznego, publikacji w Miesięcznikach, w tym w „Szkole Zawodowej” i wielu usprawnień w warsztatach szkolnych oraz jako konstruktor wielu pomocy naukowych, a także patentu- wynalazku na urządzenie do grupowego szkolenia nauki jazdy dla uczniów na polskiej Nysie – otrzymał ogrom nagród, wyróżnień i odznaczeń oraz medali.

Jednakże nie przynależąc do PZPR nie mógł zrobić tytułu magistra, ani otrzymać jak inni partyjni koledzy zaszczytnej funkcji dyrektora na co nie dostał zgody od towarzysza Ta mioty z KWPZPR. Po przejściu na emeryturę został społecznie Przewodniczącym Związku Nauczycieli Emerytów i Rencistów w Kielcach. Był wielkim społecznikiem i przyjacielem nauczycieli i młodzieży. Za tą nową działalność znowu otrzymał mnóstwo odznaczeń, dyplomów, statuetek i medali . Od kwietnia 1989 roku był czynnym członkiem Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, gdzie piastował społecznie następujące stanowiska: dowództwa Pocztu Sztandarowego Koła nr 1 w Kielcach do 1996 roku, inicjator i współredaktor oraz rozprowadzający Biuletyn Informacyjno Historyczny Koła nr 1 do 2-go lutego 2000 roku, czyli do momentu paraliżu na kweście na cmentarzu w Cedzynie. Był opiekunem kwatery żołnierzy Armii Krajowej na tymże cmentarzu i jego twórcą oraz założycielem. Groby wyposażył w katakumby i nagrobki z piaskowca szydłowieckiego. Obecnie każdy jest inny, jedynie grób pradziadka został szary. Z własnej inicjatywy wmurował tablicę upamiętniającą poległych żołnierzy AK i BCH w Kościele Parafialnym pod wezwaniem Jana Chrzciciela w Pawłowicach nad Wisłą, wprowadzając na mszę 17 września 1995 roku 16 pocztów sztandarowych kół AK i BCH z województwa kieleckiego. Brat udział we wszystkich uroczystościach ŚZŻAK a za włożony wkład pracy był doceniany przez ŚSŻAK w Warszawie I Kielcach szeregiem dyplomów, wyróżnień, odznaczeń i kolejnych awansów. Przyjacielami pradziadka byli ksiądz Prałat Zygmunt Szczepaniak oraz ksiądz Prałat Edward Skotnicki -Kapelani wojskowi. W 2009 roku otrzymał stosowne zaświadczenie z IPN Warszawa, że nie był donosicielem jako że poginęły mu dokumenty w WKU, AK i Osób Represjonowanych w Kielcach (podobne ma babcia Basia). Pisywał piękne, patriotyczne wiersze. Mimo paraliżu, będąc na wózku inwalidzkim, udzielał się aktywnie wraz córką Barbarą, członkinią AK, biorąc udział w licznych spotkaniach w kieleckich szkołach i klubach, opowiadając o etosie walk Armii Krajowej o wolność Ojczyzny. Był bardzo ciepłym, kochającym rodzinę, bliższą i dalszą i pomocny wszystkim spotkanym ludziom. Był wspaniałym mężem, ojcem, dziadkiem i pradziadkiem ale nie dorobił się żadnego majątku, będąc uczciwym człowiekiem. Kształcił młodzież ze swojej wioski i okolicy, dając im szansę na lepsze życie. Jak przyjeżdżałem z pradziadkiem do Pawłowic, byłem bardzo dumny, kiedy przychodzili do niego okoliczni mieszkańcy, dziękując za pomoc w wykształceniu, a robił to jak mówił, dla dobra Ojczyzny. Miał wielu przyjaciół w całej Polsce. Był on wzorem Polaka i katolika, który ponad wszystko ukochał kaplicę Matki Bożej Kieleckiej i cały oddał się jej I Jezusowi. Pogrzeb jego był wielką manifestacją ludzi, którzy go znali. Jego śmierć obwieszczono w prasie, radiu i telewizji kieleckiej. Zmarł 23 czerwca 2016 roku w wieku 91 łat, a Msza żałobna odbyła się w Katedrze z honorami wojskowymi i sztandarami, podobnie jak i pochówek przy dźwiękach trąbki na znaną melodię ,,Śpij kolego w ciemnym grobie”. W jego książeczce wojskowej są wpisy od kaprala­Podchorążego z 15 sierpnia 1944 roku 3pp Leg. Armii Krajowej w Małomierzycach po ostatni z 29 września 2006 roku kapitan decyzją Mon/ kombatant .Otrzymał kilkanaście krzyży, medali, odznaczeń i dyplomów z ŚZŻAK w Warszawie i Kielcach. Najważniejszy to Medal Wojska z Londynu z 15 sierpnia 1948 roku, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski z 9 marca 1988, Krzyż Partyzancki z 4 kwietnia 1984, Krzyż Armii Krajowej – Londyn, 27 październik 1990, Odznaka Weterana Walk o· Niepodległość 1995, Order Weteranów Walk 1939-1989 o Polskę wolną I sprawiedliwą z 3 listopada 1998 roku czy też Krzyż Niezłomnych i Niepokonanych z 19 marca 1999, który wręczył mu osobiście generał Antoni Heda „Szary”. Ja również razem z pradziadkiem uczestniczyłem w wielu uroczystościach patriotycznych, w tym przy otwarciu pomnika marszałka Józefa Piłsudskiego w Kielcach – 12 sierpnia 2014 roku. Kochałem go i podziwiałem. Był twardzielem, mimo że od 2000-go roku aż do śmierci był lewostronnie sparaliżowany, ale miał 24 – godzinną opiekę swojej córki, a mojej babci Basi. To on uczył mnie patriotyzmu i umiłowania ojczyzny.

Ciekawe epizody związane z latami wojny i tuż po niej opowiedziane mi przez prababcię I pradziadka

Prababcia Zosia jeszcze w 2021 roku pamiętała dużo, chociaż nie wszystko, ale słuchałem jej z ogromnym zainteresowaniem. W grudniu 1944 roku dostała rozkaz od samego porucznika księcia Adama Czartoryskiego gdzie musiała donieść za wszelką cenę meldunek dla majora Petrowa – radzieckiego dowódcy, wielkiego 200 osobowego oddziału do Schroniska na Przechybie. Polscy partyzanci mieli utorować im jedyną drogę ucieczki na Słowację. Meldunek miała wszyty w języku wysokich sznurowanych butów bo śnieg był głęboki i duży mróz. Szybko zapadał zmierzch, Niemcy szli w stronę lasu dzisiejszą drogą Kunie, ciągnąc wozy wypełnione karabinami i armatami. Prababcia musiała dostać się tam jeszcze przed nimi, bo już otaczali górę ze wszystkich stron. Las był gęsty, było już ciemno, a ona miała do pokonania kilka kilometrów znanymi jej ścieżkami, czyli zimą około 3,5 godziny. Mając 18 lat wyglądała na 14- latkę, była szczupła mierzyła 165cm I miała długie, dziewczęce warkocze. Szła bokiem drogi bardzo szybko przechodząc obok niemieckich wozów. Niemcy byli na nartach lub rakietach słomianych a część siedziała na wozach konnych. Nikt jej nie zaczepiał aż do wodospadu, kiedy Niemiec zapytał ją dokąd idzie, a ona odparła mu po góralsku że wraca do domu na Obidzę i jak nigdy nic szła dalej. Koło domu leśniczego pana Zarotyńskiego, została zatrzymana i usłyszała „HALT!” i łamaną polszczyzną okupant powiedział„ dalej iść nie wolno!”. Zabrał ją do izby kuchennej gdzie siedziała cała znana jej rodzina leśniczego i dwóch Niemców stojących z karabinami. Za chwilę zaczęła się kręcić na stołku i powiedziała że musi iść do „wychodka”, jednakże dostała wiadro I pokazała ręką żołnierzowi na swój nos co oznaczało że chce coś innego. Wyszedł z nią na zewnątrz i przekazał w ręce innego Niemca z karabinem, który miał pilnować jej w„ sławojce” znajdującej się obok potoku Sopotnicki. Znała dobrze ten teren I wiele razy korzystała z drewnianej ubikacji, wtedy zobaczyła jeszcze jednego Niemca trochę dalej. Inni żołnierze maszerowali drogą w las obok Leśniczówki. Weszła do środka zamykając drzwiczki i zaczęła stękać. Pilnujący ją odszedł dalej i poczęstował papierosem tego drugiego, zaczęli tupać buciorami i rozmawiać. Prababcia zorientowała się że zawartość „wychodka” zamarzła. Szybko wskoczyła na nią I dziurą pod deskami wydostała się na zewnątrz prosto do strumyka. Biegła środkiem zimnej, ale płytkiej wody, oddalając się od domu, wtedy zaczął szczekać pies. Niemcy zorientowali się że uciekła ale ona była bardzo sprawna i biegła ile sił w nogach gubiąc pogoń. Po przebyciu wodą 500 metrów przemknęła na drugą stronę drogi i zaczęła wspinać się stromą drużyną w górę na tzw. ,,polanę Koszarki” – gdzie mieszkał gajowy Pancerz z rodziną. Nagle usłyszała głośną niemiecką rozmowę i schowała się za wykrot drzewa. Zobaczyła 2 Niemców i prowadzonych przez nich mężczyzn, ale w ciemności nie widziała kto to był. Za jakiś czas dopadła drzwi Gajówki. Otworzyła jej zapłakana żona Gajowego, która znała moją prababcię bo co roku latem przed wojną pracowała tu w szkółce leśnej hrabiego Stadnickiego. Pani Pancerzowa powiedziała że zabrali jej męża I kolegę a wtedy dzieci głośno płakały. Prababcia prosiła o wypożyczenie 12 letniego Karolka, który znał w okolicy każde drzewo I leśne ścieżyny bo musiała jak najszybciej dotrzeć do Schroniska. Oboje doszli prawie pod wierzchołek góry, była ciemna noc, rozjaśniana białymi plamami chrupiącego pod nogami śniegu. Dochodzili do polany a w oddali widzieli ciemny budynek Schroniska oraz palące się ogniska, gdzie na rożnach pieczone były prosiaki I krowy a wokół nich siedzieli radzieccy żołnierze. Wtem zaskoczył ich wysoki człowiek w białym kombinezonie, który zapytał po rosyjsku„ Dokąd idziecie?” prababcia odparła że ma meldunek dla majora Petrowa od polskiego dowódcy, który musi natychmiast przekazać. Kazał im czekać. Szybko podleciał do grubej żołnierki, która jechała na niskim koniku i o czymś gestykulowali. Nagle podjechała do nich I powiedziała że jest zastępcą majora. Prababcia wyznała o co chodzi I nożem rozkroiła język prawego buta. Mapa zawinięta była w coś nieprzemakalnego, którą oddała żołnierce. Ta z kolei data im chleba z mięsem i coś napisała na kawałku papieru, który kazała oddać polskiemu dowódcy oraz wsadziła go w warkocz prababci a ta przykryła go wełnianą czapką zawiązywaną pod brodą. Stali z Karolkiem i widzieli jak szybko wojsko ustawia się w szyku i pojedynczo maszeruje w las. Niemcy spalili Schronisko na Przechybie, ale radzieccy żołnierze byli już daleko. Za akcję, którą wykonała została pochwalona przez swojego dowódcę„ Pioruna” i pewnie dostałaby awans na podporucznika, ale po wojnie nigdy nikogo o nic nie pytała oraz nic nie mówiła aż do 2009 roku, kiedy opowiedziała swoją historię z AK – redaktor Lelito ze Szczawnicy.

Inna historia, którą zapisałem w zeszycie w zeszłym roku była już po zakończeniu li wojny światowej. Zaczęty się już w lutym 1945 roku rozpracowywania AK-owców przez NKWD I Milicję Obywatelską. Prababcia nie podjęła pracy, bała się a koledzy z AK mówili że powinna walczyć dalej I wrócić do lasu. Pomagała rodzicom w polu i młodszemu rodzeństwu a pistolet schowała w piwniczce pod domem o czym nikt nie wiedział. W lecie zbierała poziomki, jagody I grzyby I sprzedawała je na bazarku. Któregoś dnia ( a był to chyba wrzesień) chłopcy z byłego AK podeszli do niej i poprosili o pomoc. Powiedzieli że na targu często kupują różni kapusie, którzy niby przyjeżdżają na leczenie po wojnie wodami mineralnymi. Poprosili że jak podejdzie do niej pan w ubraniu wojskowym z niską panią, to ma im dawać więcej„ darów lasu” I mówić że poszukuje pracy. Oni wiedzieli że tenże wojskowy o nazwisku Wolski rozpytywał w Szczawnicy o AK-owców, czyli był zdrajcą I rozpracowywał ich byłą organizację. Zadaniem prababci było robienie wszystkiego, aby im się spodobała I uśmiechała się oraz pytała czy nie znają kogoś, kto szuka służącej. Była ładna, młoda, zgrabna a z tego co chłopcy z AK opowiadali to Wolscy nie mieli własnych dzieci. Zauroczyli się nią a być może przeczuwali że wie więcej o tutejszych partyzantach bo miała 18 lat. Zaproponowali prababci pracę u siebie i zabrali ją do Chorzowa. Mieszkali w piętrowej kamiennicy niedaleko huty ale prababcia nie pamięta ulicy czy to była Kościuszki czy Hutnicza. Dziś wie że niektórzy partyzanci AK przeszli do WiNu I prawdopodobnie rozpracowywali pana Wolskiego ale jej w to nie wtajemniczali. Moja prababcia nie pamięta rangi swojego pracodawcy, ale przypuszcza że był to major. Miała zdawać relacje chłopakowi, który na drugim podwórku obserwował z daleka dom, kiedy ona wyprowadzała 3 razy dziennie psa Wolskich na spacer. Do jej obowiązków należało także sprzątanie (przy czym jeden pokój był stale zamknięty), kupowanie pieczywa w piekarni I przygotowywanie śniadań. Widziała częste wizyty radzieckich oficerów z wielkimi walizkami. Udało jej się podejrzeć przez dziurkę od klucza jak pan major w pustym pokoju otwierał ogromną szafę I ładował z waliz pieniądze (na każdej pulce ułożone były ich stosy). To co zapamiętywała opowiadała chłopakowi przy trzepaku. Pewnego dnia pan Wolski obdarował żonę pięknymi bucikami ( zawsze jej coś przynosił) ale te się jej nie podobały. Pracodawca był pijany, połamał je I wrzucił do pieca. Małżeństwo kłóciło się a później żona trzasnęła drzwiami I wyjechała do rodziców, których miała w Krakowie. Prababcia uciekła do swojego pokoiku lecz za chwilę zjawił się major I zaczął mówić że może ją ozłocić jeśli coś mu powie o partyzantach w Szczawnicy, odpowiedziała że nic jej nie wiadomo. Wtedy przewrócił ją na łóżko I chciał zgwałcić. Prababcia wyrwała się z jego rąk, złapała płaszcz I wyleciała na drugie podwórko. Dokumenty miała na swoje nazwisko Zofia Szczepaniak „Czujka” stała przy trzepaku. Chłopak powiedział że musi uciekać bo oni wiedzą już wszystko o tym kapusiu I sprzedawczyku z innych źródeł i zrobią dzisiaj na niego obławę. Podpowiedział żeby pożegnała się szybko z rodzicami, zmieniła nazwisko I uciekała na „ ziemie zachodnie”, bo NKWD I UB będą ją szukać. Dojechała do domu w ciągu dwóch dni, zabrała pistolet z piwniczki, wydrążyła w bochenku chleba dziurę I wsadziła go do środka przytykając miękiszem Ukroiła dwie kromki smarując je powidłami, zabrała litr wody z sokiem i pojechała do Nowego Targu bez dokumentów. Dużo młodych ludzi wsiadało do pociągu a ona usiadła obok góralki z Zakopanego. Na ściereczce ułożyła chleb I jak weszli UB-ecy poszukujący AK-owców trzymała kromkę przy ustach I śpiewała z dziewczyną piosenki góralskie. Wylegitymowano mężczyzn a dziewczyn nie I z ulgą odetchnęła. Była późna noc, kiedy wszedł konduktor i oznajmił że ci, którzy nie mają dokumentów muszą uciekać na dach bo zaraz wsiądą NKWD-ziści. Kilkoro weszło na dach pociągu w tym prababcia. Trzymali się za ręce leżąc płasko i znowu udało się. W Kamiennej Górze wysiadła wraz z grupą innych I rozpoczęła pracę jako Zofia Za chwieja w Fabryce Obuwia, mówiąc że ktoś ukradł jej dokumenty. Pistolet zakopała w krzakach nad rzeką (nigdy po niego nie wróciła). Na zabawie poznała Mariana Pypcia o rok starszego od niej. Oboje pochodzili z biednych rodzin I mieli podobne przeżycia wojenne w AK. Po wyjściu za pradziadka za mąż bała się podjąć nauki oraz pracy bo pewnie była już poszukiwana a że pracowała dla ludzi z WIN u w najlepszym wypadku siedziałaby w więzieniu. Wychowywała zatem troje dzieci i dorabiała nocami podnoszeniem oczek w pończochach i robieniem swetrów na szydełku lub drutach z poleconej wełny. Prababcia nie mówiła nikomu o tym epizodzie z jej życiorysu ani historykowi z IPN w 2009 roku ani też redaktor Lelito w Szczawnicy, która pisała o niej artykuł. W 2021 w swoje 96 urodziny opowiedziała ten fakt mnie, abym to zapisał dla potomnych.

Inne bardzo ciekawe przeżycie z wojennego życiorysu opowiedział mi pradziadek Marian. Wówczas byłem z nim na cmentarzu w Pawłowicach paląc znicze na grobach pra-pradziadków 1 listopada 2015 roku. Zaczynałem wtedy 9 lat kiedy on opowiedział o szkoleniu minerskim z dnia 30 czerwca 1944 roku. Był to ostatni egzamin w Tajnej Szkole Podchorążych. Cmentarz zarośnięty byt wysokimi drzewami i otoczony dużym, kamiennym murem. Mieści się on na wierzchołku wzgórza kilkadziesiąt metrów za kościołem pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela. Grupki ćwiczących liczyły wówczas do S osób I co jakiś czas dochodzić miały kolejne. Uczyli sie jak rozmieścić ładunek wybuchowy, doczepić lont I podpalić a szkolenie prowadził porucznik Władysław Szewczyk. Pradziadek mimo lewostronnego paraliżu będąc na wózku inwalidzkim miał doskonalą pamięć i kontynuował:,, W południe tego dnia była piękna, letnia pogoda a niebo przejrzyste” i już jego grupa skończyła egzamin. Chowali sprzęt dla kolejnych w umówionym miejscu. Wtedy to pradziadek pokazał mi ręką że od strony wschodu I północy padły pierwsze strzały z broni maszynowej w ich kierunku. Na małym „pasterniku” w Pawłowicach stacjonował w odwodzie oddział Wehrmachtu. Nadzorowali oni budowę umocnień dla frontu nad Wisłą oraz rozbudowę baraków I kuchni dla niemieckiego wojska. Pradziadek opowiadał tak, jakby wcale nie minęło od tego dnia 71 lat. Chłopskie podwody konne przywoziły furmankami kamień, który wybierali ze wzgórza obok cmentarza. Transportem kierował 33-letni syn kościelnego Bolesław Gałach z Pawłowic. Zauważył on ruchy zdających na cmentarzu I innych kryjących się w krzakach z grupy następnej. Przekazał to usłużnie Niemcom, którzy szykiem bojowym otoczyli cmentarz. Chłopaki szybko I zwinnie przeskakiwali przez mur I od razu wpadali w łany wysokich zbóż, kierując się ku zachodowi. Niemcy strzelali na wysokość od 2 do 3 metrów. Zaczęły spadać figurki I krzyże nagrobne ( do dzisiaj są ślady przestrzeleń kul na starych nagrobkach). Dowódca Szewczyk uciekał na południe w stronę Zęborzyna a pradziadek z kolegą Ziutkiem Kasińskim uciekali w stronę wsi Glina. Podporucznik Szewczyk został trafiony bo niemiecki snajper stojąc na murze dokładnie namierzył go w zbożu. Inni uszli z życiem. Władysław Szewczyk został pochowany nocą w Aleksandrowie przez żołnierzy AK. Pradziadek odwiedzał grób co roku 30 czerwca zapalając znicz pamięci. 18 lipca 1944 roku nakazem władz podziemnych wykonano wyrok śmierci przez rozstrzelanie na Bolesławie Gałachu mimo że miał żonę I dzieci. Czas goi rany I zaciera sceny wojny ale to zdarzenie zostało mocno wryte w pamięć pradziadka Mariana bo w chwili kiedy mi go opowiadał miał łzy w oczach I doskonale pamiętał każdy szczegół.

Kolejnym epizodem z życia pradziadka był ten, o którym opowiedział mi w lutym 2016 roku w rocznicę powstania Armii Krajowej. Grał wówczas na organkach I śpiewał z prababcią Zosią piosenki partyzanckie a ja im wtórowałem. Pradziadek zaczął w ten o to sposób: a to było przed pójściem na ,,Akcję Burza”. Realizował on akurat zadanie AK na linii frontu tuż nad Wisłą, gdzie układane były kable telefoniczne a on ze swoim kolegą Stefanem sprawdzali czy nie przecięli ich Niemcy. Szli ostrożnie, aby nie być ostrzelani, gdy nagle zauważyli starego niemieckiego żołnierza. Stefan znał trochę niemiecki, zaskoczył go z tyłu I kazał podnieść ręce w górę. Pradziadek sięgnął do jego kabury aby wyjąć pistolet ale znalazł tam tylko dwie kromki chleba z białym serem. Byli zdziwieni a on powiedział łamaną polszczyzną że chce zginąć bo nie ma dla kogo żyć, jako że cała jego rodzina zginęła już na froncie. Mówił że jest katolikiem, przeżegnał się, spojrzał w niebo i poprosił żeby go zastrzelić. Nie mogli tego zrobić I puścili go wolno, wzięli jednakże kromki chleba wiedząc że zabiją go niebawem żołnierze radzieccy stacjonujący po drugiej stronie Wisły.
O innym ciekawym przeżyciu opowiedział mi pradziadek 3-go maja 2016 roku. Po wyzwoleniu już w kwietniu 1945 roku zaczęło go poszukiwać NKWD I Ludowa Milicja a sypiał wówczas w ziemiance na spalonej przez Niemców ojcowiźnie. Tamtędy przechodził front i Niemcy byli po lewej stronie Wisły a Rosjanie po prawej. Jego ojciec z macochą I trójką synów spali u stryja na siennikach a dla niego miejsca nie starczyło. Jego ojciec był nękany przez wyżej wymienione władze ale mówił że nie wie gdzie przebywa syn. Nakazali aby zgłosił się natychmiast na Milicję bo wiedzą, że był leśnym bandytą. Mój pradziadek w ubraniu stryja wyjechał do Ostrowca do szkolnego kolegi Stefana Heinrycha gdzie przez jakiś czas sprzedawał z nim owoce na targach. Tu spotkał się z kolegą z AK Stefanem Ułankiem ps.,, Przełęcz”. Szwagier Heinrycha pracował na kolei I zorganizował im wyjazd na„ ziemie zachodnie” w wagonie towarowym z ziemniakami dla wojska, który był kryty plandeką. Wzięli z sobą po dużym bochenku chleba, 1 kg słoniny, flaszkę bimbru I litrową butelkę wody z sokiem. Nakazał im wysiąść w Gorzowie Wlk. i tam szukać pracy. Jadąc nocą zmarzli więc wypili bimber I tym sposobem przespali 36 godzin. Ktoś nagle zaczął rozładowywać wagon I ich odkrył. Stali na bocznicy kolejowej ale już w Berlinie. Stary polski żołnierz kazał im uciekać w stronę płonącego miasta zanim ich ktoś inny odkryje. Nie mieli dokumentów prócz różańców I krzyżyków na szyi. Dobry żołnierz powiedział żeby nie mówili że przybyli z Polski ale że są Powstańcami Warszawskimi, którzy idą z obozu Sachsenhausen i nic więcej bo uznaliby ich za szpiegów. Szli po gruzach zburzonego miasta a chciało im się bardzo pić I jeść. Rozglądali się I dostrzegł ich NKWDzista jadący na siwym koniu. Zatrzymał się i zaczął pytać:,, kim są” ma jąć wyciągnięty w ich stronę pistolet. Powiedzieli że nie mają dokumentów i wracają z obozu głodni i spragnieni. Zaprowadził ich na komendanturę NKWD gdzie zostali zamknięci w ciemnej piwnicy. Zauważyli 3 postacie siedzące pod ścianą ( 2 mężczyzn I kobietę) . Ci faktycznie wracali z obozu I też nie mieli dokumentów. Uzgodnili wspólnie że byli z nimi w obozie i także walczyli w Postaniu Warszawskim. Następnego dnia rano wygoniono ich na zewnątrz I nakazano pod nadzorem nosić przęsła ogrodzenia na płot wokół budynku I czekać na komendanta, który ich przesłucha. Cała piątka umierała z pragnienia I głodu jak również nie wiedzieli co ich jeszcze czeka. Pilnowano ich by nie rozmawiali z sobą. Było już popołudnie kiedy zobaczyli żołnierza polskiego jadącego na koniu I zaczęli wołać: ,,my Polacy z obozu”. Podjechał do nich a wtedy błagali go o uwolnienie I danie czegoś do picia. Namówił on NKWDzistów, aby mógł ich zabrać z sobą na polską kwaterę I tam wyrobić dokumenty. Udało się. Tam pili ile chcieli wody, dostali jeść I mogli się wyspać. Kolejnego dnia każda osoba była przesłuchiwana przez polskiego oficera politycznego. Dokładnie wiedzieli co mieli mówić bo uzgodnili w nocy szczegóły. Powiedziano im że będą mogli wrócić do Polski za 3 miesiące z jednostką Wojska Polskiego po wyrobieniu im dokumentów tożsamości, bo muszą sprawdzić ich dokładne dane. Mój pradziadek błagał by mógł wrócić wcześniej bo razem z narzeczoną w czasie Powstania ustalili datę ślubu o ile on przeżyje. Jeśli nie przyjedzie na czas ona pomyśli że zginął, więc błagał o zrozumienie a kolega Stefan musiał jechać z nim, jako ich świadek. Chyba mówił bardzo przekonująco bo młody oficer uwierzył I kazał czekać aż sprawdzą ich, a potrwa to parę dni. Poszli odpocząć i chyłkiem wymknęli się z placówki. Modlili się gorliwie aby dotrzeć na znaną im wcześniej bocznice kolejową. Mieli szczęście bo był ten sam stary żołnierz i doradzi/ aby wsiedli w transport lokomotyw z demobilu do Polski. Pomógł im dostać się do środka pieca jednej z nich I dat butelkę z wodą. Tam też się ukryli I tak dotarli do Gorzowa Wlk. a stamtąd do Zielonej Góry. Tu już mogli wyjść z ukrycia a kolejarze nakarmili ich I nakazali jechać do Wrocławia, gdzie mieści się Urząd Repatriacyjny PUR dla Polaków ze Wschodu, który wydaje dokumenty i kieruje do pracy. Tak też się stało. Znowu nakłamali że są spod Lwowa. Podali już swoje prawdziwe imiona I nazwiska ale inne miejsca zamieszkania I otrzymali pożywienie oraz dostali tymczasowe zaświadczenia I skierowanie do pracy w Kamiennej Górze. Już 4 sierpnia 1945 roku pradziadek podjął pracę w Fabryce Lotniczej a jego kolega Stefan w Starostwie Powiatowym. Taki wydawał się koniec kłopotów mojego pradziadka, ale tak nie było.
Rozpiera mnie duma, kiedy myślę o moich pradziadkach, których znałem osobiście. Często oglądam ich zdjęcia I słucham opowiadań o ich heroizmie od mojej babci Basi, która również miała ciężkie życie. Cieszę się, że moja prababcia Zosia żyje, ale smuci mnie fakt że nikt z władz państwowych nie podziękował jej za odwagę I bohaterstwo w okresie li wojny światowej I po niej. Widzę się z nią w każdą sobotę a w niedziele chodzę na cmentarz, paląc znicz I oddając hołd pamięci mojemu pradziadkowi bo byt dla mnie wzorem Polaka patrioty.
Pracę tę zakończę wierszem mojego pradziadka Mariana Pypeć, który napisał go mając 22 lata, następnego dnia po ujawnieniu się w Placówce UB w Starachowicach -10 kwietnia 1947 roku.

,,Sen Partyzanta”
Śniłaś mi się Ojczyzno pełna słońca I malw
Wolna, wolnością upojona bez okiennic I krat
Śniłaś mi się Ojczyzno – jak ktoś najdroższy się śni
Już z zabliźnioną raną, Wczoraj świeżą od krwi
Śniłaś mi się Ojczyzno taka czysta I święta
Jak w żołnierskich pogwarkach nasze polskie dziewczęta
Śniłaś mi się Ojczyzno, Wymarzona biało-czerwona
Śnił mi się Orzeł wolny, Lecący nad ojca polem
Śniłaś mi się Ojczyzno dumna I niezłomna
Lecz my dalej tkwimy w niewoli

Kończę temat 8 marca 2022 roku ,mając prawie 15 lat i płaczę bo jest to 13 dzień oporu
Ukraińców przeciwko inwazji wojennej Rosji na ich wolne państwo, które graniczy przecież z Polską. Nie chcę wybuchu Ili wojny światowej i nie chcę walczyć tak jak moi pradziadowie o wolność Ojczyzny.

PRAGNĘ POKOJU NA ŚWIECIE!!!

Jestem wdzięczny mojej nauczycielce historii, która nakreśliła mi ogólne wskazówki do napisania powyższego tematu – dziękuję.

Skip to content

Dołącz do naszego newslettera

Jeżeli chcesz na bieżąco otrzymywać informacje o działaniach, na temat Konkursu, zapisz się do naszego newslettera.