Joanna Janiszewska
wyróżnienie
Szkoła: Szkoła Podstawowa nr 1 im. ks. S. Konarskiego w Lublinie
Klasa: VII
Opiekun: Marta Goździowska-Łubkowska
Tytuł pracy: „Zofia Gągała – niezłomna kobieta”
List do córki – Barbary Kępki
Kochana Basiu,
Piszę do Ciebie ten list, ponieważ przez wiele lat uparcie zadawałaś trudne pytania dotyczące mojego dzieciństwa, młodości, czasów wojny, lecz nigdy nie dostałaś na nie odpowiedzi. Wiem również, że niejednokrotnie o to samo pytałaś tatę, ale oboje uparcie milczeliśmy. Przed ślubem obiecaliśmy sobie, że nie będziemy obciążać naszych dzieci przykrymi i tragicznymi historiami. Chcieliśmy abyś miała szczęśliwe dzieciństwo, by nie spotykały Cię nieprzyjemności za nasze czyny. Nie chcieliśmy rozdrapywać ran i wracać to smutnej i bolesnej przeszłości. To była nasza wspólna decyzja.
Nadszedł jednak czas, abyś poznała prawdę o swojej matce. Nie potrafię tego wyrazić słowami, dlatego piszę ten list.
Gdy wybuchła wojna i Niemcy wkroczyli do naszej wsi miałam zaledwie czternaście lat i zdążyłam skończyć tylko siedem klas szkoły podstawowej. Nie mogłam się uczyć i bawić, a wojna zmusiła mnie do pracy w gospodarstwie rodziców. Niestety w 1942 roku zmarł tata i nasz los się pogorszył. Trud utrzymania gospodarstwa spadł na mnie i moich braci, i właśnie wtedy rozpoczęłam działalność konspiracyjną. Wstąpiłam do ZWZ-AK i-zaczęłam współpracę z oddziałem „Orlika” pod pseudonimem „Blondynka”.
Do moich zadań należało przenoszenie konspiracyjnej poczty i pomoc rannym partyzantom. Ze względu na to, że nasz dom znajdował się na uboczu wsi, założono w nim skrzynkę kontaktową podziemnej łączności. Przenosiłam tajne raporty i korespondencję do różnych placówek. W naszym domu często nocowali konspiratorzy, którzy zabezpieczali podziemną radiostację działającą u sąsiadów, a w lesie, w okolicy naszego domu odbywały się strzeleckie szkolenia partyzantów, ale nikt nigdy na nikogo nie doniósł. Zdarzało się również, że w nocy musiałam jechać furmanką po rannych polskich żołnierzy. Byłam gotowa poświęcić się dla Ojczyzny, bo tak wychowali mnie moi rodzice.
Gdy przyszedł koniec wojny cała nasza rodzina odetchnęła. Mieliśmy nadzieję na spokojne życie w wolnej Polsce, ale władza nawoływała by tacy działacze jak ja dobrowolnie się ujawnili. Nie zrobiłam tego, ponieważ każdy kto przyznał się do pracy w konspiracji nagle znikał w niewyjaśnionych okolicznościach.
Wiedliśmy spokojne życie razem z mamą i braćmi. Myślałam, że UB darował nam nasze przewinienia. Myliłam się. Pewnego zimowego wieczoru, gdy doglądałam zwierzęta w gospodarstwie zauważyłam przy furtce nieznajomego człowieka w mundurze, a za chwilę pod dom zajechał samochód wojskowy. Od razu wiedziałam o co chodzi. Przyjechali po mnie. Chciałam uciekać, ale zaczęłam się martwić o chorą mamę. Co z nią będzie? Jaki los ją spotka? Postanowiłam wrócić do domu, w którym czekali już na mnie ubecy. Po krótkiej wymianie zdań okazało się, że „Dąb” jeden z partyzantów, którego kiedyś· ukrywaliśmy wydał nas i wskazał miejsca, w których kryliśmy broń i granaty.
Przeszukali wszystko i gdy znaleźli ukryty arsenał wiedziałam już co mnie czeka. Zastanawiałam się tylko czy zdołam wytrzymać przesłuchania oraz ciężkie i niezliczone tortury. Spakowałam się, pożegnałam z matką i wsiadłam do samochodu, którym trafiłam na komendę Milicji Obywatelskiej w Rykach.
W tym miejscu kochana Basiu powinnam przerwać swój list, ponieważ to co się ze mną działo przez kolejnych pięć lat wolałabym zapomnieć. Było to pięć najgorszych lat mojego życia.
Na komendzie byłam zdzwiona, ponieważ początkowo nikt o nic nie pytał i nie było żadnych przesłuchań, a to co się działo później pamięta jak przez mgłę. Aż tu nagle do sali przesłuchań wszedł potężny ubek i zabrał się do bicia. O nic nie pytał, tylko bił tak strasznie, że traciłam przytomność. Za chwilę polewano mnie lodowatą wodą dla otrzeźwienia i znowu bito do utraty przytomności. I tak w kółko przez całą noc. Do dziś nie wiem jakim cudem przeżyłam te tortury.
Następnego dnia UB zabrało mnie do Garwolina, gdzie zaczęły się kolejne przesłuchania, po których byłam bardzo posiniaczona, opuchnięta i obolała. Nie przyznałam się do niczego, ale postawiono mi zarzuty dotyczące przynależności do nielegalnej organizacji WiN od lipca 1945 r. do grudnia 1946 r. oraz, że przyjmowałam i wydawałam łącznikom nielegalną korespondencję.
W styczniu 194 7 roku w remizie strażackiej odbył się sąd, na którym odczytano mi akt oskarżenia i dziewięciu innym osadzonym. Zarzucano nam działanie na szkodę państwa. Cały proces, to była pokazówka propagandowa dla osadzonych i licznie zgromadzonych mieszkańców. Warszawscy sędziowie szybko wydali srogie wyroki. Czworo działaczy konspiracyjnych dostało karę śmierci, którą wykonano jeszcze tego samego dnia, a pozostałych skazano na wieloletnie więzienie.
Twoja mama dostała 1 O lat więzienia za działalność konspiracyjną, przynależność do WiN i funkcjonowanie w domu skrzynki kontaktowej. Początkowo trafiłam do więzienia w Warszawie. Było bardzo ciężko. Cela była zimna i wilgotna, spałam na podłodze, na zatęchłej słomie, a jedzenie było okropne. Jesienią przewieziono mnie do bydgoskiego Fordonu, gdzie warunki były ciut lepsze, ponieważ mogłam dzielić się swą niedolą z innymi więźniarkami. Bardzo sobie pomagałyśmy. Przez pierwsze dwa lata codziennie czekałam na 15 minutowy spacer, ponieważ to była jedyna rozrywka na jaką mogłam liczyć. Wówczas też zaczęłam pisać pierwsze listy do prezydenta i do Sądu Wojskowego z prośbą o zmniejszenie kary, i wcześniejsze wyjście na wolność. Listy takie pisali także moi bliscy, mama i bracia. Prośby te popierali również mieszkańcy mojej rodzinnej wsi, a nawet lokalny sekretarz PZPR. Jednak nie zostały one pozytywnie rozpatrzone, ponieważ przez naczelnika więzienia byłam uważana ,za więźnia krnąbrnego, zarozumiałego i karanego dyscyplinarnie.
Po dwóch latach pobytu w więzieniu przyszły lepsze czasy. Robiłam swetry na drutach, haftowałam i wycinałam patki do mundurów, a pod koniec zaczęłam pracę w żłobku.
W więźniu spędziłam pięć długich i ciężkich lat. Gdy opuściłam jego mury 19 grudnia 1951 roku pierwsze kroki skierowałam do kościoła. Nie potrafiłam odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Nie umiałam chodzić po równych i prostych chodnikach. Nogi mi się plątały, a w głowie kręciło się z nadmiaru wrażeń – tak wiele się zmieniło przez ten czas, który spędziłam za murami więzienia.
Te pięć lat bardzo odcisnęło się na moim zdrowiu. Pojawił się reumatyzm. Nigdzie nie mogłam znaleźć pracy, nie mogłam kontynuować nauki, dlatego zostałam na gospodarce, przy chorej matce. Dodatkowo życie uprzykrzała mi milicja i ciążył na mnie cień „reakcyjnego bandyty”.
Trzy lata później poznałam Twojego kochanego tatę i pojawiłaś się na świecie kochana córeczko. Przez wiele lat wspólnie milczeliśmy o moich więziennych i wojennych przeżyciach. Nie chciałam o nich opowiadać i wracać do tych trudnych dni. Kiedy już nastała wolna Polska, a sąd uchylił mi wyrok z 1947 r. postanowiłam wszystko wyznać, po to abyś poznała historię mojej młodości i działalności konspiracyjnej pod pseudonimem „Blondynka”, ponieważ rodzice wychowali mnie na prawdziwą patriotkę.
Pamiętaj, nigdy nie zdradziłam swoich współtowarzyszy broni. Ojczyzna była i jest najważniejsza. Możesz być ze mnie dumna i moje wnuki też.
Mama