I Międzygimnazjalny Konkurs Historyczno-Literacki
o Żołnierzach Wyklętych

Patrycja Sadowska

II miejsce

I edycja – 2012 r. prace literackie szkoły gimnazjalne

Szkoła: Gimnazjum nr 19 im. J. Czechowicza w Lublinie
Klasa: III
Opiekun: Ewa Grodecka


Tytuł pracy: „Dla mnie nigdy nie było »po wojnie«”

Las nocą jest bezpieczny i przytulny. Wystarczy chwila dla oczu i możesz stać się prawdziwym kotem. To nie miasto, gdzie cały czas musisz się pilnować, być czujnym na każdym kroku (nawet we własnym mieszkaniu). Tu nie musisz patrzeć na przechodzących obok ciebie ludzi, jak na potencjalnych wrogów. Las daje schronienie. Jest ostoją dla wszystkich skomplikowanych spraw. Ale las potrafi też zabić.

Jest sobotnie przedpołudnie. Pada i wieje tak, że nie można podnieść głowy zza kaptura. Jest moja towarzyszka, jest i dorosły opiekun – można wyruszać w drogę. Chciałabym móc opowiedzieć o długiej i wyczerpującej podróży do celu, o licznych przesiadkach i kłopotach w dociekaniu do prawdy, o zniecierpliwieniu, które zżera od środka, lecz nie mogę. Początkowo był to dla mnie kolejny wywiad ( do którego na dodatek nie przygotowałam się najlepiej). Wchodzimy do środka Mieszkanko, jak to na Starym Mieście, nie za duże, średnio szczelne. Pierwszą „niezwykłością” były całe ściany artefaktów (i nie przesadzam, używając słowa całe). Poroża, skóry, medale, obrazy i odznaczenia wprowadziły mnie w melancholijny nastrój. Tyle tego było, że nie wiedziałam od czego mam zacząć „zwiedzanie” pokoiku. Wbrew pozorom całe stada na ścianie wyglądały niezwykle uroczo na tle olbrzymiej huby i niezliczonej ilości wizerunków Matki Bożej. Najpierw herbata, ciasteczka, kilka pierwszych zdjęć. Potem zaczęła się historia …

Ciotunia Ludwika von Kleist jak zwykle przyjęła mnie gościnnie. Ciotunia była ostoją w trudnym czasie Bez reszty zaangażowała się w działalność konspiracyjną. Była niezwykłą kobietą: niezamężna, zawsze potrafiła pomóc, pocieszyć. Przez jej dom przewijali się wszyscy – zwykli żołnierze, generałowie i politycy.

Przy herbatce czekała na mnie mila niespodzianka. Kpt. ,,Niebieski” złożył mi propozycję: mogę wyjechać do Lublina. Był haczyk, wyjechać, by przetransportować trzy osoby do „Cioci Ludy”. Razem ze mną miał jechać Edzia Poleszak ps. ,,Piwosz”. Uzgodniliśmy, że jedziemy. Akcja wydawała się łatwa. W dzisiejszych czasach nie byłoby problemu z przewiezieniem trzech osób. Wtedy akcja była dość ryzykowna. Po przestudiowaniu mapy uznaliśmy, że najtrudniej będzie przekroczyć linię kolejową w Dęblinie, przy samym wjeździe do miasta. Nikt z nas nie znał dobrze Lublina. Musiałem naszkicować i zapamiętać mapę dojazdu, numer domu, charakterystyczne cechy otoczenia. Zabraliśmy ze sobą, pomimo wyraźnego zakazu, dwa rewolwery nagany z zapasową amunicją, pistolet vis i dwa granaty. Ciocia pożegnała nas znakiem krzyża. W drogę!

Jechaliśmy nie podkutymi saniami, które ciągnęły dwa konie. Zima nie była sroga. Wiatr lekko szczypał policzki i nosy, śnieg nie padał już od kilku dni. Nie był to wymarzony czas na jazdę sanną. Drogi był nam dobrze znane, więc nie mieliśmy się czego obawiać. Oficjalnie jechaliśmy do Lublina, jako pracownicy folwarku (oczywiście na fałszywych papierach). Wieźliśmy worek ziemniaków i kosz jaj. Legitymowanie w drodze do Lublina nie było niebezpieczne, lecz w drodze powrotnej nie wytłumaczylibyśmy się z dodatkowych pasażerów, którzy mogli być poszukiwani.

Moja Droga, wiesz gdzie jest Pińsk?

O, oj, oj .. Niemiło przyznać się do niewiedzy, lecz wtedy tego nie wiedziałam. Teraz tak. Mogę się nawet pochwalić, że wiem z czego zasłynął. To tam przez kilka lat działał znany polski zakonnik św. Andrzej Bobola. Niestety dowiedziałam się tego dopiero po wizycie u pewnego pana Prezes, który z Pińska pochodzi. Co jeszcze przez trzy godziny udało mi się dowiedzieć? Że powinnam przeczytać Trylogię Henryka Sienkiewicza. To tam najlepiej widać patriotyzm. Zadziwiające, że wszyscy starsze osoby kochają powieści Sienkiewicza, a nam, młodzieży, przez myśl nie może przejść sam tytuł ,,Krzyżacy”. Pan Prezes opowiadał o początkach: o Polskim Państwie Podziemnym, o Związku Walki Zbrojnej, Związku Jaszczurzym, sporadycznie o AK. Oczkiem w głowie pana Prezesa były jednak Narodowe Siły Zbrojne (NSZ). Dlaczego? W okresie okupacji był żołnierzem w III Okręgu NSZ, od października 1942 do sierpnia 1944 r. działał w oddziałach partyzanckich na Lubelszczyźnie, potem w konspiracji w Gdańsku. W 1943 r. uzyskał stopień podchorążego.
Chwila zastanowienia i przeskok kilka, kilkanaście lat później. ,,Rosjanie nie działali na rzecz wolnej Polski, Rosjanie chcieli Polski, ale komunistycznej”. Wojna się skończyła, lecz nie dla wszystkich. Pan Prezes mówi o tym, że po wojnie nadeszła druga, może i cięższa. Wojna z komunizmem. Nie złożył wtedy broni, nadal walczył z okupantem, tylko z innym.

Propaganda sowiecka starała się wpoić kolejnym pokoleniom, że jedynie Rosja uratowała Europę i że jedynym słusznym systemem jest komunizm. W tle najgorszego i antyludzkiego dla pana Prezesa systemu działy się przerażające rzeczy. Łagry, Sybir, zsyłki, kontrola życia obywateli, cenzura, propaganda to tylko niektóre pojęcia szeroko rozwinięte za czasów „jedynie słusznego” systemu. W tle komunizmu pan Prezes został nazwany Żołnierzem Wyklętym. Kolejne pytanie. Zaczynam ,,czuć” o co chodzi. To nie będzie taki sam wywiad. Honor czy dyshonor być wyklętym?
Pamiętałem wszystkie instrukcje i hasła. Za skrzyżowaniem zjeżdżamy w dól. Jest uliczka, przy której z lewej strony stoi, podłużny, drewniany parterowy budynek, przypominający raczej halę jakiegoś warsztatu. Z drugiej strony uliczki, na wzgórzu znajduje się parterowy domeczek mieszkalny z ciemnymi okiennicami, ogrodzony drewnianym płotem. Wszystko się zgadza z otrzymaną instrukcją. Teraz mam wejść od tylu do budynku warsztatu. Ma to być warsztat produkujący buty. I takim jest. Starszy szewc pyta mnie, czego potrzebuję. Odpowiadam zgodnie z instrukcją, lecz ten zdaje się, nic nie rozumie. Proszę o wyjście do sieni. Zaczynam się niepokoić. Może pomyliłem adresy? Wtedy otwierają się drzwi zewnętrzne i widzę mężczyznę w sile wieku. Wita się ze mną, jak ze starym znajomym, wyrzucając mi, jak mogłem pomylić adresy. – Ale nic się nie stało, grunt, żeśmy się spotkali, a te ziemniaki to zostaw panom, ja wczoraj dostałem. Jeszcze tylko wymiana haseł i wyruszamy w drogę razem z por. ,, Konradem”, jego żona panią Marylką i synem Julkiem.

Nie rozmawiamy wiele. Droga jest dość nużąca, monotonna. Cały czas ciągnie się ten sam złowieszczy krajobraz. Takie chwile sprzyjają odprężeniu, rozluźnieniu. Poczuliśmy się niemal bezpiecznie. Zaczęliśmy drzemać. Gorzej, zasnęliśmy. Konie na nieszczęście znalazły jakąś drogę i puszczone luźno radośnie pobiegły w kierunku majaczących, odległych zabudowań. Nagle: Halti!

-Zostaliśmy wyklęci przez wrogów. Przeklqł mnie okupant. Nie lubię tej
nazwy, lecz to zaszczyt. Takie sformułowanie wprowadził Jerzy Ślaski z Lublina.
Dla mnie jest za bardzo wyniosłe, górnolotne. Robiłem to wszystko z obowi”7ku,
nie z chęci zyskania poklasku. Teraz odrobina humoru. – Gorzej by było, gdybyś to ty
moja miła, mnie przeklęła. Tego mógłbym nie przeżyć. – mówi z uśmiechem na twarzy pan Prezes. Naprawdę go polubiłam. Słuchałam uważnie, mimo że bardzo często odbiegaliśmy od tematyki wojny i żołnierzy wyklętych, lecz nie mogłam oprzeć się pewnym spostrzeżeniom. Ma przepiękne oczy. Wybaczcie mi proszę, nie umiem nawet opisać ich głębi. Wśród zieleni lasów Lubelszczyzny, wśród złota żniw u cioci Ludy, wśród purpury krwi, oczy te o dziwo pozostały niebieskie. Nie niebieskie, raczej błękitno – szmaragdowe. Gdy na chwilę zapomina o teraźniejszości, oczy te stają się nieodgadnione. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zachodzą mgiełką historii, mętnieją pod wpływem ciężkich wspomnień. To niebezpieczne. Wtedy, trochę jak stereotypowy filozof, pan Prezes duma i zapomina o całym świecie. Wtedy wspomnienia kombatanta biorą górę nad czynnościami bieżącymi i możemy obejrzeć historię. Jak w czarno- białym filmie. Ja w takich momentach widziałam młodego chłopaka. Może nie był jeszcze dojrzałym mężczyzną. Wojna sprawiła, że dorósł, zmężniał. Tak jak wszyscy w oddziale „Cichego” 1. Pułku Legii Nadwiślańskiej Ziemi Lubelskiej. Tak jak wszyscy na wojnie.
Światło silnego reflektora, padające na zamkniętą bramę i budynki gospodarcze, oślepiło nas. Przy bramie stal żołnierz w długim płaszczu z empi przy biodrze. Natychmiastowe otrzeźwienie. Z tyłu usłyszałem jeszcze przeklinającego Piwosza i mdlejącą panią Marylkę. Sytuacja nie byłą najlepsza. Wbrew pozorom nie byłem spięty, zdenerwowany, roztrzęsiony. Spokojnie, z opanowaniem powiedziałem do wartownika po niemiecku, że zabłądziliśmy, jadąc do sąsiedniego majątku. Kilka zdań do Edzia. W razie najgorszego miał zawracać i szybko jechać do ciotki. Ja pertraktuję (z rewolwerem, pistoletem i granatem przy sobie), ,,Konrad” proponuje łapówkę. Znowu słyszmy: Haft! Stoj! To zmienia sytuację. Wartownik nie mówi po niemiecku. Po rosyjsku mówiłem jak rodowity mieszkaniec rozległych stepów, więc dogadaliśmy się bez większych trudności. Wyjaśniam, że jesteśmy spóźnieni, częstuję papierosem. Ot, normalna pogawędka. Prosimy, by puścił nas szybko, on argumentuje, że nie może, że sam nie może podjąć decyzji. Jego życie wisi na włosku. Rewolwer ciąży mi w kieszeni i jestem gotowy, by go użyć. Głośno i wyraźnie po niemiecku pytam „Konrada” czy może mu zapłacić 500 złotych. On równie głośno i równie wyraźnie odpowiada, że może i to z wielką chęcią. Tłumaczę naszemu rosyjskiemu „koledze”, jakie wyjście widzimy z tej sytuacji. Zgadza się. Jego szczęście. Odjechaliśmy niedaleko, gdy sytuacja znów chce się powtórzyć. Ciemna sylwetka z karabinem pod pachą i znane już: Haiti Stoj! Od bramy słychać głos naszego kolegi: Michaił, wszystko w porządku, mogą jechać. Kolejne szczęśliwe zakończenie!

Czy jest pan człowiekiem wolnym? Czy po wojnie czuł się pan człowiekiem
wolnym? Odpowiedź nie powinna mnie zadziwić, a jednak wprowadziła mnie w zdumienie.

Nie uwierzysz dziecko, wolny to ja byłem w trakcie wojny. Mieliśmy wroga przed sobą, wyznaczony cel. Byliśmy wolni. Patrząc na to w ten sposób, muszę przyznać rację panu Prezesowi. Mieszkał w lesie lub korzystał z dobroci cioci Ludy i okolicznej ludności. Wiedział, że ma wroga, wiedział, że walczy o niepodległość ukochanej Ojczyzny. Gdy na terytorium Polski wkroczyła armia „przyjaciela narodu”, nie można było mówić o wolności. Tak było 1989. Wszechobecna propaganda, cenzura na każdym kroku. Pan Prezes ZSRR nazywał „największym więzieniem ziemi”.

Przed przejazdem kolejowym w drodze do Ciotuni Ludwiki musieliśmy minąć kolonię: kilka zabudowań, zniszczone budynki gospodarcze. Zaraz, zaraz coś jest nie tak, jak być powinno. Zamiast jasnego od śniegu podwórza, widzę zastawiony saniami i końmi czarny prostokąt. Już za późno. Nie uda nam się zawrócić. Znowu ktoś wybiega, lecz tym razem krzyczy po polsku: Stój, bo strzelam! Biedna pan Marylka znowu zemdlała od nadmiaru wrażeń jednej nocy. Odpowiadam głosem zawodowego kaprala – Zamknij mordę i natychmiast tu lekarza albo sanitariuszkę. Skutkuje, jak w każdej armii. Marylka dochodzi do siebie. To oddział akowski. Przygotowują się do wysadzenia przejeżdżającego pociągu. Jednak na odcinku od stacji kolejowej Leśniczówka do stacji Wilkołaz tego typu akcje są zabronione. Okoliczna ludność jest bardzo zaangażowana w akcję konspiracyjną i jest to podyktowane jej bezpieczeństwem. Kolejna niewyraźna sylwetka majaczy w ciemności. Rozkaz odwołany. Wyjeżdżamy. Już tylko kilkanaście minut i znajdujemy się u ciotuni. Melduje 11 Niebieskiemu 11 wykonanie rozkazu. Przetransportowałem „Konrada” z rodziną. Teraz dalej w las so swojego oddziału.

Wydarzenia, niezbyt znaczące w skali całej wojny, obrazują jednak codzienne zmaganie się nawet z pozornie prostymi rozkazami. Ciągłe życie w stresie, brak poczucia bezpieczeństwa nawet w dziewiczym lesie. To opowieść jakich wiele wśród wspomnień kombatantów, żołnierzy wyklętych przez system. Później Marcin Zaborski w opracowaniu Okręg Lubelski Narodowych Sil Zbrojnych 1942-1944 odnotuje krótką uwagę:

Rodzina Góralczyków natomiast przeniosła się na Sławinek, skąd przewiózł ich wozem konnym do Wilkołaza kpr. pchor. Bohdan Szucki ”Artur”.

Czytelniku! Nie była to kolejna opowieść o super herosach rodem z greckich mitów lub amerykańskich filmów. Musimy sobie zdać sprawę, że pokolenie, wychowane w czasie apokalipsy spełnionej, nie postrzegało siebie jako bohaterów. Każdy starał się żyć. Akcje partyzanckie i codzienne życie żołnierzy NSZ lub jakiejkolwiek innej organizacji nie było pełne wybuchów, pościgów i heroicznych aktów śmierci rodem z „Pieśni o Rolandzie”. A co jeśli twój pradziadek zginął, idąc do ukochanej i nie mając nic wspólnego z walką? Co jeśli twoi przodkowie umarli w trakcie bombardowania, wracając do domu? Wojna nie jest oceanem burzliwej akcji, pościgów, wybuchów i nalotów. Wojna to suma łez wylanych przez każdego człowieka, który stracił kogoś bliskiego, został pozbawiony domu, przeniesiony do getta, zabrakło mu na chleb. Wojna to samotne łkanie wciśniętego w kąt dziecka, a nie huragan pocisków i grom wybuchającej bomby.
Pan Prezes to Bohdan Szucki. Doktor toksykologii, zapalony myśliwy. Prezes Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych od początków jego istnienia. Pewnego sobotniego przedpołudnia udałam się tam wraz z koleżanką i opiekunem. To nie było zwykłe słuchanie opowieści o wojnie. Ja tę wojnę przeżyłam razem z nim. Pan Prezes, na koniec, odpowie nam na jeszcze jedno pytanie:

Czym jest patriotyzm? W odpowiedzi usłyszałam: – Patriotyzm jest rzeczą prostą,
Wypełniaj swoje obowiązki jak najlepiej potrafisz.

Żródła:

• Wspomnienia dr Bohdana Szuckiego oraz zdjęcia zawarte na stronie internetowej Narodowych Sił Zbrojnych www.nsz.pl ,
• Strona internetowa Żołnierze wyklęci. Zapomniani bohaterowie www.podziemiezbrojne.blox.pl
• Jerzy Ślaski , Żołnierze wyklęci, Oficyna Wydawnicza RYTM,
• Jan Grygiel , Zwiq,zek Walki Zbrojnej 1939 – 1944, Szkice, wspomnienia dokumenty, PWN, Warszawa 1985,
• Barbara Skarga, Po wyzwoleniu. (1944-1956), Wydawnictwo Znak, Kraków 2008
• Krystyna Kersten, Narodziny systemu władzy. Polska 1943 – 1948, SA WW, Poznań 1990,
• Leszek Grot, Działania ludowego Wojska Polskiego przeciwko zbrojnemu podziemiu w latach 1944 -1947, Wyd. Mon, Warszawa 1972,
• Okręg lubelski Narodowych Sil Zbrojnych 1942-1944, [w.] Piotr Szucki (red.), Narodowe Siły Zbrojne. Materiały z sesji naukowej poświęconej historii Narodowych Sił Zbrojnych, Warszawa 25 października 1992 roku, Zwiv:ek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, Warszawa 1994, tom 1 „Biblioteczki Szczerbca”,


Skip to content