VII Ogólnopolski Konkurs
„Żołnierze Wyklęci – Bohaterowie Niezłomni” – 2018 r.

Wiktoria Kielczyk

II miejsce

Szkoła: Prywatne Liceum Sióstr Niepokalanek w Szymanowie
Klasa:
Opiekun:


Tytuł pracy: „Dziewczyny Wyklęte”

Wojna, a potem sowiecki imperializm i reżim komunistyczny dotknęły wszystkich Polaków. Tak wiele się mówi o bohaterskich czynach żołnierzy wyklętych, walczących o· Wolność i Niepodległość oraz młodych chłopcach, którzy oddali życie za ojczyznę. A przecież wśród bohaterów broniących Polski były również one – Wyklęte Dziewczyny. Kobiety, które stawiały opór Sowietom i komunistom, i dzielnie walczyły z bronią w ręku. Tak jak mężczyźni były one wtrącane do więzień lub rozstrzeliwane przez pluton egzekucyjny. Wszystkie te dziewczyny rozumiały swoją powinność służby dla Ojczyzny. Złączył je z konspiracją ten sam los, który powołał mężczyzn do walki zbrojnej lub konspiracyjnej. Kobiety, z reguły delikatniejsze i wrażliwsze, zajmowały się głównie opatrywaniem rannych jako sanitariuszki, które koiły ból umęczonych żołnierzy. Jednak ich też dosięgały kule nieprzyjaciela. Ich historie kończyły się zbyt szybko. A takich niedokończonych historii było wiele.

Jedna z historii Dziewczyn Wyklętych jest o Stefanii Pityńskiej z d. Krupa „Perełce”. Stefania urodziła się w 1925 roku w Kuryłówce w powiecie leżajskim. Przed wybuchem II wojny Światowej ukończyła szkołę powszechną. O dalszej nauce nie było nawet co marzyć. Zamiast się kształcić, musiała konspirować. Jej starszy o pięć lat brat zniechęcał ją do służby konspiracyjnej, tłumacząc jak ciężkie to zadanie i przytaczając wszystkie konsekwencje niepowodzeń, lecz ona stanowczo upierała się przy swoim zdaniu. Było to w roku 1943. Niemcy wtedy przegrywali walkę na wschodzie, a polskim partyzantom łatwiej było działać. Stefania miała wielu przyjaciół, działających w konspiracji, toteż i ona chciała coś podobnego robić. Koniec końców brat uległ młodszej siostrze i wciągnął ją do Narodowej Organizacji Wojskowej, która była scalona z Armią Krajową. Stefania złożyła w niej swoją przysięgę i wybrała pseudonim „Perełka”. Tak właśnie nazywał ją w dzieciństwie jej ojciec. Jej pierwszym zadaniem było utrzymanie konspiracyjnej placówki w Kuryłówce, gdzie poznała i zaprzyjaźniła się z Janką Oleśkiewicz ps. ,,Jagą”.

Ze względu na przegraną w grudniu 1943 roku bitwę partyzancką musiała ukryć się w lesie wraz z odziałem Józefa Zadzierskiego „Wołyniaka”. Był tam też jej brat – wtedy zaufany człowiek – Michał Krupa „Wierzba”. Od tego momentu stała się łączniczką i sanitariuszką. Zdobywała informacje i chroniła ważne osoby. Nie wszyscy podołaliby temu zadaniu lecz „Perełka” znakomicie się do tego nadawała. Potrafiła jeździć konno i, co ważne, celnie rzucała nożem. Jej podstawową bronią był rewolwer Nagant, bagnet i dwa granaty. Chodziła ubrana po męsku – ze spodniami i długimi butami. Często musiała jeździć na stację kolejową do Leżajska, gdzie jako przewodniczka prowadziła oficerów i kurierów podziemnej armii do ich siedziby. Eskortowała nawet kilkakrotnie siostrę swojego dowódcy „Wołyniaka”, czyli Alinę Glińską.

W jednej z książek o dziewczynach wyklętych, opisane zostały zdarzenia w jej rodzinnej miejscowości, mianowicie Kuryłówce. W maju została tam ranna w nogę od sowieckiej kuli, gdy chciała opatrzyć rannego żołnierza. Jadąc ranna do Jarosławia, na wozie wyłożonym słomą , rozpoznała w leżącym obok towarzyszu, „Kulę” – młodego zbrojmistrza z oddziału „Wołyniaka”. W bitwie pod Kuryłówką „Kula” wykazał się niebywałymi wojennymi umiejętnościami i odwagą.

„Kula był rok starszy od „Perełki”. Urodził się w Ulanowie. Już we wczesnym dzieciństwie dotknęła go rodzinna tragedia. Jego szesnastoletnia wtedy siostra zginęła podczas bombardowania Ulanowa. Jej śmierć przyczyniła się do tego, że w 1942 roku przyłączył się on do NOW-AK, a następnie wstąpił do oddziału Franciszka Przysiężniaka „Ojca Jana”. Przyjął pseudonim „Kula” i ukończył konspiracyjną podchorążówkę. Po akcji „Burza” żołnierze zostali zdemobilizowani, a Olek wrócił do Ulanowa. Po niedługim pobycie tam, został wydany wraz z towarzyszami przez swojego kolegę i aresztowany przez NKWD. Zdołał uciec z siedziby bezpieki i ukryć się w pobliskim kościele. Kiedy trochę się uspokoiło „Kula” przeprawił się przez San i zbiegł do Kuryłówki. Tam nauczył się bycia żołnierzem od ,,Wołyniaka”, którego pamiętał z czasów konspiracji w grupie „Ojca Jana”.

Jak się później okazało zbrojmistrz już od jakiegoś czasu był zauroczony dziewczyną. Rozmawiając, dojechali do wsi pod Jarosławiem i zostali umieszczeni w jednym z domów. Miejscowa ludność okazała się bardzo gościnna. Co więcej, dwójkę naszych młodych partyzantów wzięli za małżeństwo. „Perełka” i „Kula” nie wyprowadzali domowników z błędu. „Perełka” wspominała ten czas, jako jeden z najszczęśliwszych w jej życiu. Kilka dni później nadarzyła się okazja, żeby przewieźć ciężej rannych do szpitala w Jarosławiu. Stefania i Olek zostali skierowani na inne oddziały i tym samym, rozłączeni na parę dni. Kiedy Stefania poczuła uczucie tęsknoty za towarzyszem, wybrała się na poszukiwanie ukochanego. Znalazła go w umieralni. Blady i słaby poprosił Stefanię o pomoc. Oboje ciężko ranni, podtrzymując siebie nawzajem, pokuśtykali do najbliższego składziku. Odpoczywali w zaciszu w półmroku, tuląc się do siebie.

– Kocham cię. Ożenisz się ze mną? – spytał delikatnym głosem Olek.

– Tak, tylko przytul mnie mocno. – odpowiedziała dziewczyna.

Po całej nocy, spędzonej na długich rozmowach, usnęli nad ranem w swoich szpitalnych salach. Na drugi dzień, nad ranem w szpitalu rozległy się hałasy. Ubecy wywęszyli polskich partyzantów. Pielęgniarki uwijały się przy rannych, przygotowując ich do ukrycia. Niektórych „zagrożonych” rannych wywożono do zaprzyjaźnionych rodzin. Młodych narzeczonych ukryto w tym samym składziku, w którym spędzili poprzednią noc. Oprócz nich, w tym samym pomieszczeniu było jeszcze dwóch rannych. Wszyscy czworo uważnie wsłuchiwali się w głosy na korytarzu i dudniące kroki. Na szczęście, dla wszystkich skończyło się dobrze, gdyż funkcjonariusze UB nie znaleźli nikogo podejrzanego. Po zakończeniu całej akcji, lekarze kazali przetransportować rannych partyzantów na tajne kwatery. „Perełka” i „Kula” trafili do tego samego domu i teraz już mogli oficjalnie przedstawić się jako para narzeczonych. Radosne chwile, jakie tam przeżywali, były zakłócone jedynie przez fakt, że pomimo zakończonej wojny, walki nadal trwały w całym kraju. Partyzantka, z którą byli oboje związani nie pozwalała powrócić do zwykłego życia. Lecz to życie ciągnęło się dalej, a płynący czas dosłownie leczył rany. Gdy stan zdrowotny młodych polepszył się, oboje wrócili do oddziału „Wołyniaka”. Stefcia często odwiedzała swoich rodziców w ich rodzinnym domu. Któregoś razu oświadczyła im, że wychodzi za mąż za partyzanta. Ta wiadomość z początku nie przypadła rodzicom „Perełki” do gustu. Przekonywali ją, że nie będzie miała lekkiego życia, i że „partyzant” to nie zawód. Lecz „Perełka” była stanowcza i nie dała się odwieźć od swojej decyzji. To drugi już raz, kiedy podjęła tak ważną decyzję, -która mogła odwrócić jej życie do góry nogami. I tak samo jak za pierwszym razem, kiedy wstępowała w partyzanckie szeregi, tak teraz uparcie dążyła do zrealizowania swoich planów i wcielenia ich w życie. Stefania i Aleksander w końcu otrzymali zgodę i błogosławieństwo. Oprócz tego, rodzice poradzili, aby narzeczeni szybko się pobrali, gdyż czasy są niepewne. Przy odjeździe mama i tata „Perełki” przestrzegli ją aby nie odwiedzała za często rodzinnego domu. Od jakiegoś czasu wokół niego kręciło się dwóch tajemniczych ludzi. Przyczyną ich pojawienia się nie musiała być sama „Perełka”, ale jej brat – Michał, który był zaufanym człowiekiem w oddziale „Wołyniaka”.

Noc z 20 na 21 stycznia 1946 roku. Ta noc szczególnie różniła się od pozostałych nocy, chodź była równie zimna i ciemna. W kościele pod wezwaniem świętego Józefa, przed ołtarzem stała para. Ona była ubrana w długą, białą suknię, a on – w mundur. Za nimi stał oddział uzbrojonych i umundurowanych żołnierzy antykomunistycznej partyzantki. Przy blasku świec i wobec Boga i ludzi, młoda para złożyła sobie przysięgę. Z tyłu, w kościelnych ławkach siedzieli rodzice obydwojga, ocierając oczy chusteczką. Po ślubowaniu wszyscy pojechali na wesele do domu Stefanii do Kuryłówki. Zabawa trwała w najlepsze. Toasty, śpiewy i salwy z karabinów maszynowych. Nareszcie, tego wieczora Aleksander na dobre pogodził się z Michałem.
Życie toczyło się własnym torem. Dni upływały, a nowożeńcy przebywali razem przy oddziale „Wołyniaka”. Życie to nie było usłane różami. W ich codzienność wplątał się głód, choroby, brud i zmęczenie. Nie byłoby to dla nikogo spełnienie marzeń, a już szczególnie dla młodego małżeństwa. Pomimo wszystkich tych przeciwności „Perełka” dzielnie przez to wszystko przechodziła. Bóg obdarzył ją nie tylko uporem i cierpliwością, ale także nowym życiem. „Perełka” spodziewała się dziecka.

Komuniści coraz częściej organizowali akcje przeciw polskim partyzantom. Było to duże niebezpieczeństwo dla wszystkich, a szczególnie dla ciężarnej sanitariuszki. Dla „Wołyniaka” też nie był to lekki czas. Wielu najlepszych ludzi wyjechało na Ziemie Odzyskane lub po prostu powrócili do domów. To, co najbardziej ucierpiało u żołnierzy i ludzi partyzantki, to psychika. Nikt już nie miał siły wieść dalej takiego życia. Chwile zwątpienia przychodziły jedna za drugą, rozsypywały się hierarchie wartości. Druga połowa 1946 roku była objęta wszelkimi działaniami samozachowawczymi. Jesienią w grupie „Wołyniaka” pozostali już tylko nieliczni, między innymi Pityńscy i Michał Krupa. Nadchodząca zima miała być jeszcze trudniejsza. Walki żołnierzy z komunistami, głód i choroby. Podczas jednej z bitew „Wołyniak” został ranny w prawą rękę. Pierwszą osobą, która opatrzyła mu tą ranę była „Perełka”, która już wtedy nie uczestniczyła bezpośrednio w działaniach zbrojnych. Z pozoru niegroźna rana dowódcy, przyczyniła się do przedwczesnej jego śmierci. Józef Zadzierski popełnił samobójstwo.
Po tym wydarzeniu, w lesie, gdzie wcześniej stacjonował cały oddział „Wołyniaka”, zostały już tylko dwie kilkunastoosobowe grupki. Pityńscy, z racji utraty dowódcy i zbliżającego się rozwiązania, spróbowali normalnego życia. Zamieszkali w Ulanowie w domu rodziców Aleksandra. Tym samym zakończyli konspiracyjną działalność.
W marcowy ranek domowników przywitał głośny płacz nowonarodzonego dziecka. Stefania urodziła syna. Aleksander nie posiadał się ze szczęścia, a i świeżo upieczonym dziadkom udzielała się ta radość. W jednej chwili życie byłych partyzantów przewróciło się do góry nogami. Nie było już mowy o powrocie do konspiracji z uwagi na zapewnienie bezpieczeństwa całej rodzinie. Na chrzcie dziecko otrzymało imię Andrzej.

Po nieoczekiwanym wygraniu wyborów przez komunistów rozeszła się wieść, że komuniści zachęcają partyzantów do ujawnienia się i tym samym otrzymania amnestii. Aleksander Pityński „Kula” zdecydował, że ujawni się wobec komunistów i będzie miał spokój. Obawiał się bowiem wtargnięcia komunistów do ich domu i zakłóceniu spokojnego życia. Tym bardziej, że „Kula” już kiedyś naraził się władzom, uciekając z aresztu.

Niecały tydzień po ujawnieniu się, na rynku w Ulanowie odbywał się targ. Aleksander pomagał tam pjcu przy wozie. Nagle do młodego Pityńskiego podbiegł ubek ubrany po cywilnemu i wycelował w niego pistolet. Wprawiony w walce Olek wyrwał mu go i uderzył z całej siły w głowę tak, że ubek stracił przytomność. Aleksander uciekł i schronił się skutecznie, lecz nie na długo. Komuniści zagrozili, że skrzywdzą jego rodzinę więc Aleksander stawił się na posterunku MO. Został natychmiast aresztowany i umieszczony w siedzibie UB w Nisku. Ubecy torturowali Pityńskiego, a tymi torturami dowodził Roman Krawczyński. W Nisku przesiedział sześć miesięcy, a potem jeszcze cztery w rzeszowskich lochach. Następnie został zwolniony, lecz represje się nie skończyły. Okazały się jeszcze bardziej spotęgowane faktem, że Michał Krupa „Wierzba” dalej dział w partyzantce. Ubecy sądzili, że jego siostra ukrywa go, więc wielokrotnie przeszukiwali cały dom, odrywając deski z podłogi i nawet rozbierając piec kaflowy. Pewnej nocy komuniści wypędzili całą rodzinę na podwórze i katowali Aleksandra na oczach jego bliskich. Następnie ubecy wrzucili go do wozu i wywieźli. Rankiem rodzina zebrała zakrzepniętą krew Aleksandra ze śniegu i zamknęła w słoiku. Po tych tragicznych wydarzeniach „Perełka” zamknęła się w sobie, nawet po tym jak wypuszczono Aleksandra do domu.
Przed śmiercią, awansowano Aleksandra Pityńskiego „Kulę” na stopień porucznika Wojska Polskiego. Za swoją działalność został odznaczony Krzyżem Partyzanckim, Krzyżem Armii Krajowej, Krzyżem „Burza” i Medalem Wojska. Zmarł 16 grudnia 1994 roku pod Kuryłówką.

Trzy lata później, 15 grudnia zmarła Stefania Pityńska z d. Krupa ps. Perełka. Wcześniej odznaczono ją Krzyżem Walecznych, Krzyżem AK, Krzyżem „Burza”, Medalem Wojska i awansowano do stopnia podporucznika.

Ktokolwiek, czytający o losach „Perełki” może pomyśleć logicznie, że zmarnowała ona swoje życie, oddając się konspiracji i jak najbardziej może mieć rację. Tyle, że nie da się odpowiedzieć na pytanie co by było, gdyby było inaczej. Gdyby ta dwudziestoletnia Stefania nie zechciała włączyć się w konspiracyjną działalność, gdyby nie narażała swojego zdrowia i życia na polu walki, gdyby nie zdecydowała się być żoną i matką dla kolejnego pokolenia, gdyby nie wystawiła na szalę losu swojego spokoju. Możemy jedynie przypuszczać, co by się wtedy stało. Być może nawet, że bez jej udziału w tworzeniu historii, nie byłoby teraz Polski. Może bez udziału tej jednej osoby historia świata potoczyłaby się inaczej.

Dziś możemy jej, tylko i aż, podziękować za to wszystko, czego dokonała. Te podziękowania można wyrazić jedynie przez pamięć, która będzie trwała tak długo, jak długo Polska będzie istnieć. Pamięć o wszystkich Żołnierzach Wyklętych i pamięć o nich – Wyklętych Dziewczynach.

BIBLIOGRAFIA:
Tomasz Nowak, Dziewczyny wyklęte.
Cytaty pochodzą z wyżej wymienionej pozycji.

Skip to content