VIII Ogólnopolski Konkurs
„Żołnierze Wyklęci – Bohaterowie Niezłomni” – 2019 r.

Aleksandra Maria Oto

I miejsce

VIII edycja – 2019 r. prace literackie szkoły średnie i klasa gimnazjalna

Szkoła: VIII LO im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
Klasa: II
Opiekun:


Tytuł pracy: „Bodaj widzieć padając w ataku Polskę wolną i czysta jak łza…”

Wprowadzenie

Przyszło im dokonywać życiowych wyborów w trudnym okresie, kiedy zachwiał się gmach ojczyzny, kiedy wspólnota naszego narodu stanęła wobec zaskakujących wydarzeń. Bowiem u schyłku II wojny światowej Polska, decyzją zwycięskich mocarstw została podporządkowana Związkowi Sowieckiemu. Utraciła wolność, niepodległość a także ponad połowę swego terytorium. Rozpoczął się exodus tysięcy mieszkańców wschodnich terytoriów Rzeczypospolitej, zostawili miejsca w których od pokoleń toczyło się ich życie rodzinne. Szukali nowego miejsca osiedlenia na włączonych do Polski ziemiach zachodnich. Nowym komunistycznym władzom, narzuconych Polsce nie udało się złamać ducha polskiego narodu; rzucić naszego kraju na kolana i wymusić zgodę na nowe ideologie.

Rozpoczęła się wtedy epopeja podziemia niepodległościowego Żołnierzy Wyklętych którzy stawili zbrojny opór sowietyzacji ojczyzny. Podjęli walkę o jej suwerenność i niepodległość. Uczynili to z potrzeby serca i miłości do ziemi ojczystej. Z oczekiwania na zmianę sytuacji politycznej, jaką miały przynieść oczekiwane i zapowiadane wolne wybory. To wtedy w wielu miejscach a szczególnie na Wileńszczyźnie, w Ziemi Nowogródzkiej i Grodzieńskiej, poczęło się rozlegać wołanie Żołnierzy Wyklętych- Żołnierzy Niezłomnych:

,,Jeszcze Polska nie zginęła”
Nie chcieli Polski spod znaku sierpa i młota. Opanowanej przez system polityczny i ideologiczny głoszący fałszywe ideały sprawiedliwości, równości, braterstwa oraz wolności. Chcieli tej, którą znali, która ich kształtowała, której drogą szły pokolenia. Polski spod znaku orła w koronie. Spod znaku Maryi Bogurodzicy. Na ulotkach pisali:

,, … nie jesteśmy żadną bandą, tak jak nas nazywają
zdrajcy i wyrodni synowie naszej ojczyzny.
My jesteśmy z miast i wsi polskich.
My chcemy, by Polska była rzą dzona przez Polaków
oddanych sprawie i wybranych przez cały naród(. .. )
my chcemy Polski suwerennej, Polski chrześcijańskiej, Polski – polskiej”.

Epopeja Żołnierzy Wyklętych, przez lata zakłamywana, wyszydzana, bandyci, zdrajcy, zaplute karły reakcji – tak ich nazywano. Pozbawieni praw, tropieni, więzieni, mordowani. Ci którzy wyszli z więzień byli szykanowani, inwigilowani, spychani wraz z całymi rodzinami na margines życia. Nie mieli prawa istnieć fizycznie ani moralnie w oczach społeczeństwa i narodowej pamięci. Lecz przyszedł czas, że prawda o drodze Żołnierzy Wyklętych, ich walce, cierpieniu zaczęła być przywracana narodowej pamięci, rozpoznawana, dokumentowana i opisywana.
Pragnę przedstawić historię życia Danusi Siedzikówny w formie wspomnień
samej bohaterki według mojej interpretacji opartej na faktach i wydarzenia z jej życia.

Aleksandra Maria Oto

Proszę, wysłuchajcie tej historii…

Tak mi było pisane

Urodziłam się 3 września 1928 r. we wsi Guszczewina koło Narewki w pow1ec1e bielskim na Podlasiu. Byłam drugą z trzech córek Wacława i Eugenii z Tymińskich. Moja rodzina pochodziła z podlaskiej szlachty zaściankowej. Mój dziadek Piotr Siedzik studiował muzykę w Wilnie, tam też poznał Anielę Kiejno – Litwinkę z Kowna, która została jego żoną. Zamieszkali w małym folwarku Kamienna koło Dąbrowy Grodzieńskiej, gdzie w miejscowej parafii dziadek był organistą. Ich syn Wacław, a mój tata studiował na politechnice w Petersburgu. Zaangażował się tam w działalność antycarską, za co w 1913 r. został skazany na długoletnie zesłanie w głąb Rosji. Do wolnej Polski wrócił dopiero w latach dwudziestych XX w. Rodzice mojej mamy Eugenii Tymińskiej – Jan i Helena byli właścicielami majątku ziemskiego w Harasimowiczach koło Różanegostoku. Dziadek Jan był inżynierem architektem, nadzorującym budowę mostów w zachodniej części carskiej Rosji. Babcia Helena wychowywała się w atmosferze polskiego dworu i była spowinowacona z rodziną Orzeszków, z których wywodził się pierwszy mąż znanej pisarki Elizy Orzeszkowej.
Po powrocie z zesłania Wacław Siedzik poznał i w 1926 r. poślubił Eugenię Tymińską. Moi przyszli rodzice zamieszkali w miejscowości Guszczewina koło Narewki. W 1927 r. urodziła się starsza siostra Wiesława, rok później ja. Po moich narodzinach rodzina przeniosła się do leśniczówki Olchówka, gdzie tatuś został leśniczym. Tam w 1930 r. przyszła na świat moja najmłodsza siostra – Irena. Uczyłyśmy się w szkole powszechnej w Narewce. O naszą edukację pozaszkolną dbały także babcie Aniela i Helena. Atmosfera wielopokoleniowej rodziny sprzyjała pielęgnowaniu i przekazywaniu tradycji niepodległościowych oraz patriotycznych. Dzięki rodzicom i dziadkom zapadły one głęboko w naszych sercach i odegrały bardzo ważną rolę w obliczu nadchodzącej wojny.
Spokojne życie naszej rodziny skończyło się wraz z wybuchem II wojny światowej. Na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 r. Armia Czerwona 17 września 1939 r. wkroczyła na Kresy Wschodnie II RP, zajmując m.in. moje rodzinne strony. Wraz z sowiecką okupacją rozpoczęły się represje NKWD wobec środowisk patriotycznych. Ich ofiarą padł także mój tatuś Wacław Siedzik, który został wywieziony na Sybir 10 lutego 1940 r., w ramach pierwszej wielkiej deportacji obywateli Polski w głąb ZSRS. Po brutalnym śledztwie trafił do katorżniczej pracy w kopalni złota w rejonie Nowosybirska. Uwolnienie przyniósł mu dopiero wybuch wojny niemiecko-sowieckiej w czerwcu 1941r. i układ podpisany przez premiera rządu RP na uchodźstwie Władysława Sikorskiego z rządem sowieckim 30 lipca 1941 r. Dzięki niemu tata wraz dziesiątkami tysięcy polskich obywateli, mógł opuścić „nieludzką ziemię” wraz z armią gen. Władysława Andersa. Jednak nie dane mu było długo cieszyć się życiem na wolności. Wycieńczenie na skutek niedożywienia i ponadludzkiej pracy podczas zesłania spowodowały, że tata umarł na szlaku ewakuacyjnym w Teheranie w czerwcu 1943 r. O jego losach rodzina dowiedziała się dopiero po zakończeniu wojny. Po aresztowaniu ojca, mama została zmuszona do opuszczenia leśniczówki zamieszkania z nami w Narewce. Tam w czerwcu 1941 r. zastał nas wybuch wojny niemiecko-sowieckiej. Wkrótce mama zaangażowała się w działalność w szeregach Armii Krajowej, za co w listopadzie 1942 r. została aresztowana przez Niemców. Przeżyła brutalne śledztwo i pobyt w więzieniu w trudnych warunkach. We wrześniu 1943 r. została rozstrzelana przez Gestapo w nieznanym miejscu w lesie pod Białymstokiem. Po jej śmierci zaopiekowała się nami babcia Aniela, zostałyśmy sierotami.

„Bodaj widzieć padając
w ataku Polskę wolną
i czysta jak łza”


Śmierć ukochanej mamy wpłynęła na decyzję moją i starszej siostry, aby także wstąpić w szeregi Armii Krajowej. W grudniu 1943 r. mając zaledwie piętnaście lat wraz z o rok starsza siostrą Wiesławą złożyłyśmy przysięgę na wierność Rzeczypospolitej Polskiej. Działałyśmy w strukturze konspiracyjnej leśniczego Stanisława Wołoncieja „Konusa”, który wcześniej był dowódcą oddziału, do którego należała nasza matka. Latem 1944 r. przez Podlasie przeszły wojska sowieckie wypierające Niemców na zachód. Lecz bardzo szybko okazało sie, że „wyzwoliciele” niosą Polsce nowe zniewolenie, prześladując i likwidując członków podziemia niepodległościowego, w tym żołnierzy AK. W październiku 1944 r. mając szesnaście lat rozpoczęłam pracę jako kancelistka w nadleśnictwie w Narewce. Dalej także działałam w konspiracji, skierowanej teraz przeciwko rodzimym komunistom i ich sowieckim patronom. Zimą na przełomie 1944 i 1945 roku uczestniczyłam w kursie sanitariuszek prowadzonym przez siostrę prawosławnego proboszcza z Narewki. W maju 1945 r. wraz ze wszystkimi pracownikami nadleśnictwa zostałam aresztowana przez funkcjonariuszy UB i NKWD pod zarzutem współpracy z podziemiem niepodległościowym. Zatrzymanych transportowano w kierunku Białowieży. Na leśnej drodze konwój został zaatakowany przez żołnierzy „Konusa”. W wyniku zamieszania uciekłam do lasu. Po udanej ewakuacji z rąk UB i NKWD trafiłam do legendarnej 5. Wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Zostałam sanitariuszką w szwadronie por. Jana Mazura „Piasta”, a następnie por. Mariana Plucińskiego „Mścisława”. Wtedy też przyjęłam pseudonim „Inka”, na cześć swojej przyjaciółki ze szkolnych lat. Na Podlasiu przebywałam do września 1945 r., kiedy to „Łupaszko” wydał rozkaz rozformowania zgrupowania na okres zimowy. Wówczas wróciłam do legalnego życia i pod fałszywym nazwiskiem Danuta Ina Zalewska rozpoczęłam naukę w gimnazjum w Nierośnie w gminie Dąbrowa Białostocka. · Jednak nowa tożsamość nie gwarantowała bezpieczeństwa, gdyż na mój trop wpadli funkcjonariusze białostockiego UB, którzy w celu dotarcia do mnie na krótko aresztowali moją siostrę Wiesławę. Po tym wydarzeniu nie chcąc narażać rodziny na niebezpieczeństwo, opuściłam Białostocczyznę. Pomógł mi w tym mój ojciec chrzestny Stefan Obuchowicz, pracownik Dyrekcji Lasów Państwowych w Olsztynie. Dzięki niemu w styczniu 1946 r. jako Danuta Obuchowicz rozpoczęłam pracę w nadleśnictwie Miłomłyn koło Ostródy.

Dzięki nowej tożsamości i pracy w nadleśnictwie przede mną rysowały się szanse na normalne życie. Jednak nie skorzystałam z tego i już w lutym 1946 r. nawiązałam kontakt z żołnierzami 5. Wileńskiej Brygady AK, którzy przenosili swoją działalność na teren województwa olsztyńskiego i na Pomorze Gdańskie. Postanowiłam wtedy zrezygnować ze spokojnego życia kancelistki. Wierna przysiędze AK chciałam dalej walczyć o suwerenną Polskę. Zostałam przydzielona do szwadronu dowodzonego przez ppor. Zdzisława Badochę „Żelaznego” i przeniosłam się na Pomorze Gdańskie, gdzie w kwietniu 1946 r. zaczęły działać oddziały mjr. ,,Łupaszki”. Przeprowadzane przez nie akcje dywersyjne miały paraliżować działalność organów komunistycznego reżimu. Zwalczano zwłaszcza funkcjonariuszy UB i NKWD oraz donosicieli. W ten sposób ochraniano miejscową ludność oraz manifestowano fakt istnienia prawdziwego Wojska Polskiego, niezależnego od sowieckiego okupanta. Szczególnie aktywną działalność prowadził szwadron „Żelaznego”. Wykorzystując zarekwirowane samochody wojskowe, działał na obszarze Pomorza Gdańskiego, Powiśla, Borów Tucholskich i Pomorza Środkowego, często zmieniając miejsca pobytu. Działając pod pseudonimem „Inka” uczestniczyłam w akcjach, opatrując rannych,

również po stronie przeciwnika. Zdarzało się także, że byłam łączniczką lub wykonywałam zadania wywiadowcze. W każdej roli dzielnie znosiłam trudy partyzanckiego życia.
Po potyczce pod Tulicami 10 czerwca 1946 r., w której ranny został „Żelazny”, szwadron się rozdzielił. Dowódca leczył się w majątku Czernin koło Sztumu, a akcje bojowe prowadził jego zastępca ppor. Olgierd Christa „Leszek”. Był zaniepokojony długą przerwą w kontaktach z dowódcą, przez co 13 lipca zostałam wysłana z misją wywiadowczą przez Malbork i Olsztyn do Gdańska. Miałam uzyskać informacje o „Żelaznym” – jego żołnierze nie wiedzieli, że zginął podczas obławy w Czerninie 28 czerwca. Miałam także kupić środki medyczne oraz wymienić zniszczone mapy. Chętnie wyruszałam w podróże. Chciałam. spotkać się z siostrą Ireną, która przebywała w domu dziecka w Sopocie. Po załatwieniu spraw w Malborku i Olsztynie wieczorem 19 lipca pojawiłam się w lokalu konspiracyjnym przy ul. Wróblewskiego 7 w Gdańsku-Wrzeszczu.
Mieszkanie należało do sióstr Heleny i Jagody Mikołajewskich pochodzących z Wilna. Były niewiele starsze i wcześniej działały w konspiracji. Tego wieczoru wspominałyśmy partyzanckie przygody i śpiewałyśmy pieśni patriotyczne. Położyłyśmy się trzeciej nad ranem 20 lipca – za kilkanaście godzin miałam zakończyć misję i powrócić do oddziału. Około wpół do czwartej rano do mieszkania weszli ubowcy. Adres lokalu zdradziła im sanitariuszka 5. Wileńskiej Brygady AK Regina Mordas-Żylińska pseudonim „Regina”, która wiosną 1946 r. podjęła współpracę z UB. Zostałam aresztowana.

Zachowałam się jak trzeba

Przewieziono mnie do więzienia karno – śledczego przy ul. Kurkowej w Gdańsku, gdzie zostałam poddana brutalnemu śledztwu. Nadzorował je Jan Wołkow, naczelnik Wydziału III Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Gdańsku, zajmującego się walką z podziemiem niepodległościowym. Nie zważając na mój młody wiek, ubowcy bili mnie, poniżali i torturowali, chcąc uzyskać informacje dotyczące działalności oddziałów majora „Łupaszki”. Mimo stosowania przez oprawców przemocy fizycznej i psychicznej zachowałam wierność złożonej przysiędze. Nie wydałam towarzyszy broni, a także nie ujawniłam żadnych istotnych informacji. Do końca pozostałam niezłomna, 31 lipca 1946 r. oficer śledczy gdańskiego UB Andrzej Stawicki sporządził akt oskarżenia przeciwko mnie. Opierał się on na absurdalnych zarzutach, które nie miały potwierdzenia w faktach. Zeznania jednego z milicjantów, świadczące o mojej niewinności, celowo nie zostały uwzględnione, i tak stanęłam przed obliczem komunistycznego wymiaru „sprawiedliwości”.

Mój „Proces” odbył się przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Gdańsku­ Wrzeszczu. Datę 3 sierpnia 1946 r. – wyznaczył de facto naczelnik Wydziału Śledczego WUBP Józef Bik w piśmie z 2 sierpnia kierowanym do wojskowego prokuratura rejonowego w Sopocie. Wnioskował on o uzgodnienie z prezesem sądu terminu „rozprawy” na dzień następny, na który zostali już wezwani świadkowie! Wskazywanie daty posiedzenia sądu przez oficera śledczego UB było dla ówczesnych sędziów czymś naturalnym, proces rozpoczął się więc w wyznaczonym terminie. Składowi sędziowskiemu przewodniczył mjr Adam Gajewski, oskarżycielem był Wacław Krzyżanowski, a na obrońcę z urzędu wyznaczono Jana Chmielowskiego. Najpierw odczytano akt oskarżenia, z którym zapoznałam się dopiero na sali sądowej. Zarzucano mi udział w „bandzie” Łupaszki, nielegalne posiadanie broni, strzelanie do milicjanta oraz podżeganie do zabicia funkcjonańuszy UB. Za popełnienie tych „zbrodni” prokurator żądał kary śmierci. Do zarzucanych mi czynów nie przyznałam się, nie zaprzeczyłam jednak, że należałam do oddziału i że przez jakiś czas dysponowałam bronią, na którą nie miałam pozwolenia. Po dwugodzinnym posiedzeniu i półgodzinnej naradzie sąd ogłosił wyrok. Zgodnie z wnioskiem prokuratora skazano mnie na karę śmierci. W ten sposób w ciągu niespełna trzygodzinnej farsy sądowej zdecydowano o pozbawieniu mnie życia. Byłam jedyną kobietą skazaną na śmierć przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku. Po zakończeniu „procesu sądowego” obrońca z urzędu wystosował do prezydenta Krajowej Rady Narodowej Bolesława Bieruta prośbę o ułaskawienie mnie – wbrew mojej woli, nie oczekiwałam litości i darowania „win” za czyny niepopełnione. ,,Obywatel prezydent” z prawa łaski jednak nie skorzystał.

W czesnym rankiem 28 sierpnia 1946 r. wyprowadzono mnie z celi i zabrano do piwnicy na miejsce egzekucji. W ostatniej drodze towarzyszył mi Feliks Selmanowicz „Zagończyk”, dowódca szwadronu dywersyjnego 5. Wileńskiej Brygady AK, także skazany na śmierć. Na dole czekał pluton egzekucyjny KBW pod dowództwem Franciszka Sawickiego. Obecni byli także prokurator mjr Wiktor Suchocki oraz lekarz Mieczysław Rulkowski. Skazanych wyspowiadał ks. Marian Prusak oraz udzielił im ostatniego namaszczenia.

Po odczytaniu wyroku i stwierdzeniu, że prezydent nie skorzystał z prawa łaski, prokurator wydał komendę: ,,Po zdrajcach narodu – ognia”! Wówczas krzyknęliśmy: ,,Niech żyje Polska”! a ja dodałam: ,,Niech żyje Łupaszko”! Po strzale okazało się, że nie zostałam nawet draśnięta. Żaden z żołnierzy plutonu egzekucyjnego nie odważył się celować do mnie. Wątpliwości nie miał natomiast ich dowódca. Podszedł do mnie przyłożył pistolet do mojej głowy i pociągnął za spust. Była godzina 6:15 rano… Przed egzekucją przekazałam gryps, który dotarł do mojej rodziny. Napisałam w nim:

,,Jest mi przykro, że muszę umierać.
Powiedzcie mojej babci,
że zachowałam się jak trzeba”.

To był mój testament, wskazałam potomnym wyznawane przez siebie wartości. W wymiarze moralnym triumfowałam nad oprawcami.

Akcje bojowe szwadronu „Żelaznego”
z udokumentowanym lub prawie pewnym udziałem „Inki”

  • 18 IV 1946 Zarośla (pow. Tuchola) – wspólna akcja ze szwadronem „Lufy” na stacji kolejowej.
  • 20 IV 1946 Płaskosz (pow. Tuchola) – potyczka z grupą operacyjną UB i MO. Śmierć jednego funkcjonariusza UB.
  • 4 V 1946 Tleń (pow. Tuchola) – zatrzymanie i kontrola pociągu na stacji kolejowej. Ujęcie i rozstrzelanie funkcjonariusza UB z Drawska oraz rozbicie miejscowego posterunku MO.
  • 8 V 1946 Osieczna (pow. Starogard Gdański) – rozbrojenie dwudziestoosobowej grupy MO i wojska, przeprowadzającej obławę na żołnierzy 5. Wileńskiej Brygady AK.
  • 11 V 1946 Bartel Wielki (pow. Starogard Gdański) – wspólna akcja ze szwadronem „Lufy” pod dowództwem mjr. ,,Łupaszki”. Rozbicie grupy KBW.
  • 19 V 1946 Kaliska, Osieczna, Osiek, Skórcz, Lubichowo, Zblewo (pow. Starogard Gdański) oraz Stara Kiszewa (pow. Kościerzyna) – słynny rajd „Żelaznego”. Rozbicie w ciągu dwunastu godzin siedmiu posterunków MO i dwóch UB. Śmierć pięciu pracowników UB i jednego „sowietnika”- lejtnanta NKWD. O rajdzie informowało brytyjskie radio BBC.
  • 23 V 1946 Puzdrowo (pow. Kartuzy) – potyczka z grupą operacyjną UB.
  • 23 V I 946 Podjazy (pow. Kartuzy) – potyczka z grupą funkcjonariuszy MO. Śmierć czterech milicjantów, jeden został ciężko ranny.
  • 10 VI 1946 Tulice (pow. Sztum) – rozbicie grupy funkcjonariuszy UB i MO. Śmierć dwóch pracowników UB i trzech milicjantów. Do niewoli wzięto dziewięciu funkcjonariuszy (dwóch rozstrzelano). W czasie walk „Żelazny” został ranny – opatrywała go „Inka”. Dowodzenie grupą przejął ppor. Olgierd Christa „Leszek”.
  • 24 VI 1946 Bąk (pow. Czersk) – zatrzymanie pociągu na stacji kolejowej. Ujęcie i rozstrzelanie pięciu prawdopodobnie sowieckich funkcjonariuszy.
  • 10 VII 1946 Ocypel (pow. Starogard Gdański) – publiczne wymierzenie kary chłosty dwóm członkom PPR.
  • 13 VII 1946 Lipowa Tucholska (pow. Tuchola) – wyjazd „Inki” z misją wywiadowczą i łącznikową przez Malbork i Olsztyn do Gdańska.
  • 20 VII 1946 Gdańsk-Wrzeszcz, ul. Wróblewskiego 7 – aresztowanie „Inki” przez funkcjonariuszy UB w lokalu konspiracyjnym sióstr Mikołajewskich, po denuncjacji Reginy Mordas-Żyl ińskiej „Reginy”.

Podsumowanie

W trakcie śledztwa „Inka” niejednokrotnie była bita i poniżana przez funkcjonariuszy gdańskiego UB. Oprawcy nie przejmowali się tym, że mają do czynienia z niepełnoletnią dziewczyną. Niektórzy z nich za swoją „gorliwość i staranność” w wykonywaniu obowiązków zostali awansowani. Niemal wszyscy w dostatku dożyli późnej starości. Za swoje czyny nigdy nie ponieśli kary.

Komunistycznym oprawcom nie wystarczało fizyczne unicestwienie „Inki”. Chcieli jeszcze zabić pamięć o bohaterskiej sanitariuszce. Jej doczesne szczątki zakopali w bezimiennym dole, aby nigdy nie zostały odnalezione. Kłamliwa propaganda miała dopełnić dzieła zapomnienia, a przynajmniej zohydzenia jej osoby. ,,Inka” na zawsze powinna pozostać „wyklęta”. W budowaniu czarnej legendy wokół Danuty Siedzikówny bardzo zasłużyli się funkcjonariusz WUBP w Gdańsku Jan Babczenko oraz dziennikarz Rajmund Bolduan. W wydanej w 1969 r. książce Front bez okopów przedstawiali oni „Inkę” jako bezwzględną morderczynię dobijającą funkcjonariuszy UB. Podobny obraz sanitariuszki pojawiał się w pracach magisterskich z lat sześćdziesiątych XX w. Funkcjonował on do końca istnienia PRL, kiedy „Inkę” oraz innych żołnierzy podziemia niepodległościowego nazywano „bandytami”. Wraz z upadkiem PRL zaczęto odkłamywać historię polskich bohaterów wyklętych przez komunistyczną propagandę. Odcisnęła ona jednak głębokie piętno w społecznej świadomości, dlatego proces przywracania pamięci o bohaterskiej sanitariuszce 5. Wileńskiej Brygady AK ciągle trwa.

Po upadku komunizmu w Polsce wiele środowisk patriotycznych przystąpiło do walki przywrócenie Danucie Siedzikównie dobrego imienia. Celem tych działań było pokazanie prawdziwego oblicza „Inki”, która swoje życie poświęciła walce o Polskę „wolną i czystą jak łza”. Również organy państwa polskiego włączyły się w odkłamywanie historii i przywracanie bohaterskiej sanitariuszce należnej godności. W 1991 r. Sąd Wojewódzki w Gdańsku unieważnił wyrok z sierpnia 1946 r. wydany w sprawie „Inki” przez Wojskowy· Sąd Rejonowy w Gdańsku. W uzasadnieniu napisano, że Danuta Siedzikówna działała na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego. Wymiar sprawiedliwości nie poradził sobie jednak z ukaraniem jej oprawców. Przed sądem postawiono jedynie prokuratora z 1946 r. Wacława Krzyżanowskiego. Został on uniewinniony, bo nie potrafiono ustalić jego roli w procesie „Inki”. Pozostali oprawcy uniknęli odpowiedzialności.

Momentem przełomowym w procesie przywracania pamięci o legendarnej sanitariuszce było ustanowienie w 2011 r. Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” obchodzonego corocznie I marca. Jej imię zaczęło się pojawiać w przestrzeni publicznej w nazwach ulic, parków i skwerów. Obecnie Danuta Siedzikówna jest patronką wielu szkół w Polsce. W wielu miejscowościach stawia się jej pomniki. Postać „Inki” na trwałe wpisała się także w kulturę masową, a jej życie stało się inspiracją dla wielu artystów. Twarz Danuty Siedzikówny trafiła na koszulki i przypinki, powstały spektakle (,,Inka” 1946. Ja jedna zginę), utwory muzyczne (album Panny Wyklęte, twórczość rapera Tadka Polkowskiego) oraz film dokumentalny (Inka. Zachowałam się, jak trzeba). Niezłomna sanitariuszka wróciła na należne jej miejsce w narodowej pamięci.

Przez długie lata miejsce ukrycia zwłok Danuty Siedzikówny pozostawało w tajemnicy. Przełomowym momentem okazało się odnalezienie przez mjr. Waldemara Kowalskiego niewysłanego listu, jaki w 1946 r. napisał naczelnik więzienia w Gdańsku do wdowy po Feliksie Selmanowiczu „Zagończyku”. Znajdowała się w nim informacja o pochowaniu jej męża na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku pod tabliczką z numerem 137. Było to ważne dla poszukiwań szczątków „Inki”, ponieważ mogło oznaczać wspólne pogrzebanie

zwłok, skoro oboje zginęli w tym samym czasie. Sprawdzeniem informacji z niewysłanego listu zajął się utworzony w Instytucie Pamięci Narodowej Samodzielny Wydział Poszukiwań nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego 1944-1956, kierowany przez dr. hab. Krzysztofa Szwagrzyka.

Prace poszukiwawcze rozpoczęto we wrześniu 2014 r. W m1eJscu wskazanym w liście znaleziono cztery szkielety, w tym dwa sąsiadujące ze sobą. Jeden z nich należał do młodej kobiety i znajdował się pod tabliczką z numerem 136. Wszystko wskazywało, że to szczątki legendarnej sanitariuszki, trzeba to jednak było potwierdzić żmudnymi badaniami genetycznymi. Wyniki ogłoszono 1 marca 2015 r. w Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” podczas uroczystości wręczenia not identyfikacyjnych rodzinom ofiar komunistycznego terroru. Jedną ze zidentyfikowanych osób była bohaterska sanitariuszka 5. Wileńskiej Brygady AK – Danuta Siedzikówna. Odniosła ostateczne zwycięstwo nad komunistycznymi oprawcami. Zachowała się jak trzeba.

Literatura

  • Szubarczyk Piotr, ,,Inka. Zachowałam się jak trzeba”, Dom Wydawniczy Rafael, 2018r.
  • Łuniewska Luiza, ,, Szukajac Inki.Życie i śmierć Danki Siedzikówny”, wydawnictwo The Facto, 2015r.
  • https:// inka.ipn„gov. Pl
  • https:// dzieje.pl/ postacie/danuta- siedzikowna -1928-1946

Skip to content